Andrzej Szymoszek:

>      Fragment "Kwiatow Polskich" o bzie w Warszawie zainspirowal mnie
>    do pomyslenia o wlasnej liscie przebojow o Warszawie. O piosenki
>    chodzi.

Tylko o piosenki? Szkoda, bo ja bym mial przefajnisty wiersz. Moglby nawet
byc tak lubiana przez Ciebie, Andrzeju (i przeze mnie, ale dajesz za trudne
:)  zagadka. Na nazwisko autora.

Na wszelki wypadek jednak zamieszcze:

Warszawska kawiarnia

Te widma siedzace na plastikowych stolkach
widma w skorzanych rekawiczkach przemykajace
        przez kawiarnie w ciagu godziny
widmowe dziewczyny z twarzami w bliznach, o cienkich
        brwiach, w czarnych ponczochach
widmowi chlopcy o przyczesanych blond wlosach z malymi
        brodkami
nowe widma zatopione w rozmowie stloczone nad lsniacymi
        czarnymi stolami w to pozne popoludnie
z glosnika hi-fi monotonny spiew smutnego sopranu historii
- osiemnastowieczne mury i okna w perspektywie Nowego
        Swiatu biegnace w kierunku kolumny Zygmunta III
z podniesionym mieczem od trzech stuleci czuwajacego
        nad polska mlodzieza -
O polskie widma ile wycierpialyscie odkad Chopin lkal
        w swoj romantyczny fortepian
gruz starych budowli, wesole calonocne zabawy pod bombami,
pierwsze krzyki ginacego getta - Robotnicy przechodza
        przez przedwojenne sciany rozowo-blekitnej sypialni
        niszczac zalane sloncem ruiny -
Teraz widma zaczynaja calowac rece, dziewczyny caluja sie
        w usta, rude czarodziejskie paryskie wlosy
i ladne zlote zegarki - aby usiasc pod zolta sciana z duza
        brazowa teczka -
by w waskim czarnym krawacie wypalic trzy papierosy i kiwac
        glowa dyskutujac o nowym filmie -
Widma niech Chrystus i wasze ciala beda z wami w godzinie
        waszej mlodosci
w powojennym niebie splamionym przez pot Komunizmu,
        wasze milosci i biala gladka skora na policzkach jest
        delikatna we wzajemnym spojrzeniu.
O widma, jak piekne sa wasze spokojne ogolone twarze, wasze
        szale koloru jasnej pomadki, wasze cienkie obcasy,
jak piekne jest wasze nieobecne spojrzenie spod dlugich rzes,
        gdy samotnie siedzicie przy stole ze skrzyzowanymi
        nogami,
jak piekna wasza cierpliwa milosc, kiedy siedzicie razem
        i czytacie pisma poswiecone sztuce -
jak pieknie wchodzicie ze smiechem do zatloczonej sali
        przez drzwi zasloniete aksamitna kotara,
jak czekacie w kapeluszach na glowie, mierzycie wzrokiem inne
        twarze, odwracacie sie i znikacie na godzine
lub rozmyslacie przy barze czekajac az niemrawa kelnerka
        zaparzy wrzaca herbate, stojac bez ruchu
jedna minuta za druga gdy dzwony koscielne wybijaja godziny
        i mijaja lata a wy wciaz tkwicie na Nowym Swiecie,
jak pieknie sciagacie usta z westchnieniem wypuszczajac dym
        pocieracie rece
lub nachylacie sie ku sobie ze smiechem na widok tego
kudlatego szalenca, ktory siedzi placzac obcy posrod was.

                                                x.y. 10 kwietnia 19..
                                                rozwiazanie na dole : )






































Allen Ginsberg, Cafe in Warsaw, 10 kwietnia 1965, przelozyl Andrzej Szuba

Reply via email to