POROZMAWIAC O DEPRESJI (wpasc i wyjsc z czarnej dziury) "Poczatek choroby. To jest bardzo interesujacy moment. Jak do tego doszlo, ze wypuscila Pani z rak te, jak je Pani nazywa, wewnetrzne cugle?" Trzy tygodnie po przyjezdzie do Francji stracilam z winy niedopatrzenia lekarzy dziecko przy porodzie. Mowie na ten temat troche wiecej w felietonie "Trudne poczatki". Autobiograficznym zapisem mojej emigracji jest ksiazka "Po drugiej stronie teczy". "Co przychodzi najpierw - zdrowienie, a za nim poczucie odpowiedzialnosci, czy raczej - wziecie odpowiedzialnosci, czego rezultatem jest zdrowienie?" Odpowiadam Panu oczywiscie jako byla pacjentka. Nieskutecznie leczono mnie przez tyle dlugich lat, nieskuteczne byly wszelkie proby, wysilki z mojej strony, by przejac kontrole nad wlasnym zyciem. Jestem osoba myslaca, dosyc inteligentna, o psychice ludzkiej mialam niejakie pojecie, czy Pan nie wierzy, ze w tak przeciagajacej sie chorobie usilowalam zrobic wszystko ze swojej strony, by sobie pomoc? Wszystko na marne! Dopiero, gdy poczulam sie ogolnie lepiej: poprawa snu, powrocenie apetytu, wyciszenie wewnetrzne, stalam sie zdolna do refleksji, wyciagniecia nieodpartych wnioskow, do konstruowania zarysu przyszlego zycia. Nie byl to oczywiscie zaden jednorazowy magiczny pstryk, byl to zaledwie poczatek dalszych wnikliwych poszukiwan i jeszcze baaaardzo dlugiej drogi. "Dlaczego uwaza Pani poczucie winy jako cos bardzo zlego, jako wspolwinowajce depresji? Poczucie winy jest naturalna reakcja, jesli zrobilo sie cos niedobrego, prowadzi do pokuty. Czlowiek zaluje, czasem stara sie zadoscuczynic tym, ktorych skrzywdzil, jesli jest to mozliwe - to oczyszczajacy, korygujacy mechanizm?" Ale mowimy o depresji - chorobie! Co innego poczucie winy i chec zadoscuczynienia u zdrowego psychicznie czlowieka, a zupelnie inaczej to wyglada, gdy czlowiek zyje pod znakiem wyolbrzymien, samobiczowania sie, wypaczen. Czlowiek chory jest przekonany, ze zrobil i wciaz robi wiele zlego. Zaluje tak goraco, ze juz chyba bardziej nie mozna. Chcialby zadoscuczynic, chocby cena zrezygnowania z wlasnego zycia (mysli samobojcze). I jest to jak walenie glowa w mur - co by nie zrobil, wszystko na nic, a nawet jest jeszcze gorzej niz bylo. Bo prawda jest taka - dopoki on jest zdesperowany, zrozpaczony, nieszczesliwy, bedzie unieszczesliwial wszystkich wokol. Mowi Pan o pokucie. Depresja jest chyba najciezsza pokuta, jaka sam czlowiek moze sobie zadac. To bol moralny. Bol, ktory tak trudno usmierzyc. "Czy Pani jest ateistka?" Nie! :-) "Pomogla Pani medycyna. Czy ma Pani na mysli pomoc farmakologiczna czy psychoterapie?" To jest ciekawe, bo sama do dzisiaj nie jestem co do tego pewna. Bylam poddana jednemu i drugiemu. Na psychotropy wykazywalam wprost niebywala, niezrozumiala odpornosc. Musi byc cos dziwnego w moim metabolizmie, bo kilkakrotnie nawet po operacji chirurgicznej ku ogromnemu zdziwieniu lekarzy wybudzam sie z narkozy natychmiast i tak skutecznie, ze o wlasnych silach wstaje z operacyjnego stolu. Narkozie poddanna bylam w moim zyciu pieciokrotnie i za kazdym razem jest to samo. Kiedys po operacji guza w piersi w pietnascie minut po wybudzeniu opuscilam pooperacyjny pokoj, by z podlaczona kroplowka zjechac winda z czwartego pietra do przyszpitalnego ogrodu... na papierosa! Nie musze mowic, co to byla za panika wsrod personelu. :-) Jest cos w moim organizmie, co toleruje albo i moze odrzuca srodki farmaceutyczne, pewnie stad tak dlugo nic na mnie nie dzialalo. Poddano mnie terapii snem. Po konskich dawkach, jakie mi podano mialam spac przez tydzien non stop. Nie spalam nawet w nocy. Kiedys jeden chinski lekarz - madry, brodaty i w kimonie - gdy tylko mnie zobaczyl w poczekalni, z miejsca mi powiedzial, co mnie do niego przyprowadza (smierc brata) i jaki jest moj problem (wielodniowa calkowita bezsennosc). Probowal mnie poddac hipnozie, potem stwierdzil, ze jeszcze nigdy nie widzial kogos, kto by sie przed nia tak bronil. W sumie mnie uspil, przepisal jakies straszliwie skomplikowane, arytmetycznie dozowane leczenie. Wszystko pomieszalam! Za to zasnelam, by spac bez przerwy ciurkiem pelne dwie doby. A psychoterapia? Gdy ja zaczynalam, znalam francuski jeszcze bardzo slabo. Nienawidzilam Francji, zatrzasnelam sie przed tym obcym jezykiem, a mimo wszystko z psychiatrami jakos sie dogadywalam, jak to nazywam, w sposob werbalno-migowy. Lekarze nigdy nie chcieli na przyklad mojego meza jako tlumacza. Moze wiec, teraz tak mysle, nie tyle wazne jest, co sie mowi, co sie z siebie wyrzuca, ale sam fakt, ze zaczelo sie mowic, ze jest sie wysluchanym? Poszukiwanie, sam proces? "Czy czulaby sie Pani bezpieczna, by napisac troche o tym "duchowym zagubieniu"? Wybaczy Pan, ale nie. To nie jest kwestia bezpieczenstwa, nie czuje sie zagrozona. :-) Uwazam jednak, ze sprawa duchowych, mam na mysli - religijnych poszukiwan stanowi o najbardziej osobistej, najglebiej wewnetrznej istocie czlowieka... i tak powinno zostac. To jest sprawa miedzy mna i moim Bogiem. Mam nadzieje, ze Pan jako osoba gleboko wierzaca zrozumie takie moje podejscie, na pewno sie nie myle? "Nazwala Pani depresje "szkola zycia". To w istocie bardzo piekna lekcja, jesli prowadzi do takiej pieknej konkluzji: afirmacji zycia. Nie bylbym jednak pewien, czy ta lekcja jest juz skonczona." To nie konczaca sie lekcja, jak mowi aforyzm: "W szkole zycia nie ma wakacji"... i dluga jeszcze droga przede mna. Tyle ze, teraz juz zdrowa, jestem tej lekcji ciekawa, zlakniona i czynnie w niej uczestnicze. Pieknie powiedzial Oscar Wilde: "Stan sie obserwatorem wlasnego zycia, a unikniesz cierpien." I na to troche licze. ;-))) Magdalena Nawrocka http://www.geocities.com/Paris/9627