Niezrazony takim obrotem spraw w 1969 roku zaprojektowal
maszyne modulowa, znana pozniej jako K-202, minikomputer
nowej generacji, szczytowe osiagniecie jego zycia.
Na uniwersytecie powiedzieli mu jasno: "to sprawa prze-
myslu, my ci na to nie damy pieniedzy".
Zaczal szukac sponsora. W zjednoczeniu MERA - molochu,
ktory grupowal kilka zakladow branzy elektronicznej,
zaproponowal, ze zrzeknie sie praw autorskich, byleby
jego komputer robila polska firma. Dyrektor zjednocze-
nia Jerzy Huk dal mu cien nadziei: "powolamy komisje,
ktora oceni wasz projekt".
Po kilku tygodniach bylo juz po nadziei: "nie wiadomo,
czy to bedzie dzialac, to zupelnie nowa koncepcja.
Szukaj pan pieniedzy gdzie indziej.
Mial znajomych w Anglii, w przemysle komputerowym,
wiec wybral sie do nich. Tamtejsi specjalisci uznali
projekt minikomputera za rewelacje. Zaproponowali mu,
by zostal w Anglii, ale on znowu nie chcial.
Zaczal wiec kombinowac, jak to zrobic, zeby Anglicy
sfinansowali polskie przedsiewziecie. Stefan Bratkowski,
wtedy naczelny "Zycia i Nowoczesnosci", wymyslil taki
uklad: polska strona da pomieszczenie i etaty, a
Anglicy zaplaca za strone techniczna. W umowie zas-
trzezono, ze komputer bedzie mogl byc sprzedawany tyl-
ko za dolary. Anglicy bali sie, ze pierwsza partia
trafi do ZSRR po cenach zaproponowanych przez brata
ze Wschodu. Strona angielska miala byc odbiorca kompu-
tera w pierwszej kolejnosci.
Karpinski po uzgodnieniach z Anglikami wrocil do kraju
i znalazl sojusznika w ministrze oswiaty, nauki i te-
chniki prof.Janie Kaczmarku. Ten wplynal na dyrektora
Huka ze zjednoczenia MERA, by jednak przyjal propozyc-
je polsko-angielskiej wspolpracy.
Wreszcie w 1970 roku podpisano kontrakt: najpierw po-
miedzy polskim Metroneksem, angielska firma Data-Loop,
rok pozniej po stronie brytyjskiej dolaczyla jeszcze
firma M.B.Metals. Brytyjczycy dodatkowo mieli zajmo-
wac sie marketingiem. Strona polska stworzyla dla
Karpinskiego Zaklad Minikomputerow, ktorego zostal
szefem. Na zyczenie Anglikow Karpinski zostal dodat-
kowo konsultantem Data-Loop.
Wszystko mialo byc dobrze.
W kwietniu 1971 roku prototyp byl juz gotowy. K-202
mial wielkosc dzisiejszego PC, byl po prostu prototy-
pem komputera osobistego.
Tygodnik "Perspektywy" napisal wowczas: "powstal mini-
komputer na elementach elektronicznych czwartej gene-
racji, stanowiacy w swojej klasie najbardziej uniwer-
salna maszyne swiata. Liczy z szybkoscia miliona
operacji na sekunde i w tym dorownuja mu tylko amery-
kanski minikomputer Super-Nova i angielski Modular One.
Najnowsza Odra liczy 20 razy wolniej. Przedstawiciele
wroclawskich zakladow ELWRO poczuli sie zagrozeni
w swoim monopolu".
Dalej autor ubolewal, ze w srodowisku polskich elek-
tronikow Karpinski zawsze byl otoczony zawiscia wielu
uznanych autorow branzy komputerowej. Teraz juz ma
byc inaczej, bo "obecna atmosfera sprzyja takim Kar-
pinskim. Zaczynamy po prostu byc konsekwentnymi dia-
lektykami. Odrzucamy wszelkie dogmaty i szukamy po-
stepu w scieraniu sie pogladow i w wykorzystaniu
doswiadczen z wielu eksperymentow."
W tym samym roku Karpinski zaprezentowal swoja uniwer-
salna maszyne na Targach Poznanskich. Wszystkie sto-
iska dogladal towarzysz Gierek czujnym okiem gospo-
darza, otoczony swita usluznych dziennikarzy telewi-
zyjnych. Najciekawszym poswiecal 3, moze 4 minuty.
Na Odre wodz partyjny ledwie spojrzal, a przy Karpin-
skim zatrzymal sie na kwadrans.
Wielka sensacja. Pod koniec rozmowy konstruktor
zapytal: "Towarzyszu Pierwszy Sekretarzu, pomozecie?"
Gierek usmiechnal sie szeroko i odrzekl: "Tak".
I przyslal list z pochwalami i zaproszeniem do dyskusji
przedzjazdowej.
W kraju K-202 mial trzy tysiace zamowien. Wojsko za-
kupilo kilka sztuk, Huta Lenina wziela jeden do ste-
rowania wielkim zgniataczem.
Karpinski wspomina: "Wyprodukowalem 30 sztuk; 15 do
Anglii, 4 do MSW, kilka do MSZ, po jednym na uniwer-
sytet i do PAN, co najmniej kilka zamowili towarzysze
radzieccy.
Karpinski i jego ekipa przygotowali produkcje naste-
pnych 200 sztuk. W szczytowym momencie pracowalo
przy projekcie 250 osob.
I wtedy zjednoczenie MERA wstrzymalo dostawe elemen-
tow. Karpinski zaczal otrzymywac nagany za malo wy-
czerpujace sprawozdania.[...] Do produkcji seryjnej
nie doszlo. K-202 "to pompa do wysysania dewiz
z kraju" - twierdzili ludzie z MER-y. Tymczasem wsad
dewizowy na jeden egzemplarz K-202 wynosil 1850 USD,
podczas gdy na jedna Odre z klimatyzacja trzeba
bylo przeznaczyc ponad 30 tysiecy USD.
W marcu 1973 roku Karpinski zostal odwolany z funkcji
dyrektora swojego zakladu. Dyrektor Huk na do widze-
nia powiedzial mu: "prosze sie wiecej w zakladzie
nie pokazywac". K-202 zniszczono, bo byl zagrozeniem
dla Odry z ELWRO, a ono nalzealo do zjednoczenia
MERA i topiono tam straszne pieniadze.
Sa niezalezne relacje kilku osob o tym jak do ELWRO
zaproszono na zebranie partyjne Jaroszewicza. "Ura-
tujcie nas towarzyszu przed Karpinskim" - proszono
- "my tu mamy 6 tysiecy pracownikow i zadnych zamowien
z powodu jego maszyny. On ma 200 osob i wszystkie
zamowienia. On robi w spolce z Anglikami, imperialista."
Jaroszewicz mial powiedziec: "juz ja go zalatwie,
towarzysze". I zalatwil.
Po zwolnieniu Karpinski spotkal na ulicy wysoko pos-
tawionego urzednika MSW, ktory sie go najzwyczajniej
przestraszyl: "Jacek, ja tu z toba nie moge rozmawiac.
Na twojej teczce Jaroszewicz osobiscie napisal:
<< Sabotaz i dywersja gospodarcza. Pozostawic do
mojej dyspozycji>>".
Ale od razu go nie wykonczono, bo i Karpinski mial
swoich protektorow. Byl takim na przyklad szef MSW
Franciszek Szlachcic. Okazalo sie, ze to wlasnie
Szlachcic "zdejmowal" kolejne zapisy cenzury na Kar-
pinskiego. Bratkowski wspomina, jak Szlachcic, jeszcze
jako wiceminister, organizowal zebrania elektronikow
na Rakowieckiej. Dlaczego mial dla nich tyle serca ?
Bo doskonale wiedzial od agentow na Zachodzie o wiel-
kim skoku technologicznym, jaki nastapil w informa-
tyce. Dlatego byl swiecie przekonany, ze trzeba isc
za ciosem i budowac jeszcze lepsze komputery. Z cza-
sem jednak tracil wplywy i niedlugo po odwolaniu
Karpinskiego sam zostal zmuszony do odejscia.
Poza tym konstruktorzy moskiewscy nie znosili, gdy
ktos z krajow satelickich pokazywal, ze jest lepszy.
W takich wypadkach po prostu Sowieci zabierali projekt
do Moskwy, tam "zrzynali" wszelkie rozwiazania
i wypuszczali go jako wlasny.
Po tym jak wyrzucono Karpinskiego, MERA rozpoczela
prace nad nowym modelem minikomputera pod nazwa
MERA 400. Pracowalo przy tym projekcie kilkaset
osob, w tym czesc rozpedzonej ekipy Karpinskiego.
Ale wszystko na nic. MERA 400 w zaden sposob nie
dorownywala K-202.
Pod koniec 1973 roku Karpinskiego wezwal do siebie
minister przemyslu maszynowego Tadeusz Wrzaszczyk
proponujac mu, zeby o komputerach zapomnial i zajal
sie opakowaniami, ktorych w kraju brakuje. Karpinski
odmowil.
Stefan Bratkowski, ktory byl wtedy "adwokatem" sprawy
Karpinskiego, zapytal kiedys wprost Jerzego Lukasze-
wicza, wowczas sekretarza propagandy: "czemu wy sie
go tak czepiacie?" Lukaszewicz odparowal: "to ty
odczep sie od Karpinskiego, bo zginiesz razem z nim."
Bratkowski niezrazony chodzil po roznych prominentach
i przekonywal, ze komputer Karpinskiego to naprawde
wielka sprawa. Kiedys chcial nawet zademonstrowac
jego dzialanie sekretarzowi Derewce w KC. Derewka
przysunal sie do Bratkowskiego i wycedzil z naciskiem:
"Nie ma takiego komputera, rozumiecie ?"
Wkrotce ostrzezenie Lukaszewicza spelnilo sie. "Zycie
i Nowoczesnosc", dodatek do "Zycia Warszawy", ktorym
kierowal Bratkowski, zostal zlikwidowany.
Jakby niepowodzen bylo malo, Karpinski na krotki
czas trafil nawet do aresztu pod absurdalnym zarzutem
wynoszenia panstwowych dokumentow. Pol roku byl bez
pracy, potem skierowano go do Instytutu Przemyslu
Budowlanego Politechniki Warszawskiej. Na prosbe
studentow elektroniki wyglosil serie wykladow. Przy-
chodzily tlumy. Po kilku miesiacach rektor Politech-
niki zabronil mu i tego.
Wtedy wyjechal na Warmie i zajal sie hodowla.
Po 1980 roku Karpinski wyjechal do Szwajcarii, gdzie poczatkowo
wspolpracowal ze swoim przyjacielem Stefanem Kudelskim.
U Kudelskiego, producenta magnetofonow NAGRA, przera-
bial sprzet grajacy na systemy cyfrowe. Po jakim czasie
sam zalozyl firme, ale zbankrutowala. Biznesmenem byl
nadzwyczaj kiepskim. Potem przez rok byl konsultantem
znanego finansisty ds. systemow komputerowych w banku.
Do Polski przyjechal w 1990 roku przywozac swoj wynalazek, czytnik
pisma. Na rynku nie bylo jednak zainteresowania tym produktem.
Przez poltora roku byl doradca Balcerowicza ds. informatyki.
Obecnie projektuje kasy fiskalne, przeznaczone glownie dla han-
dlarzy targowych i malych sklepow.
Zyciorys wart filmowego scenariusza.
Katarzyna