>> dycje o nauczaniu papieskim, najdokladniejsze i najbardziej
>> aktualne reportarze
>                  ^^
>  Oj, pani Malgosiu... ;-)))

Hi,hi.. , taka madralinska, a to co... Tlumaczy sie, ze wszystko
przez ta paskudna klawiature. Bo gdyby pisala gesim piorem, to
pewnie te reportaze bylyby w porzadku.

A w szkole tak sie starali...

A propos szkoly.

Holoubek wydal niedawno wspomnienia z ilustracjami Kazimierza
Wisniaka. Znalazl sie tam taki oto fragment dotyczacy naszej
(i Gustawa Holoubka) szkoly :

  Nie pamietam, czy trzeba bylo do gimnazjum zdawac,
  czy tez wystarczylo swiadectwo ukonczenia szkoly po-
  wszechnej, dosc ze dostalem sie do najwspanialszego
  w Krakowie, naznaczonego 350-letnia tradycja - I Gi-
  mnazjum imienia Bartlomieja Nowodworskiego. Stalo
  przy placu na Groblach, dwiescie metrow od Wawelu.

  Po przekroczeniu tego gmachu zostalem poinformowany,
  ze moimi starszymi kolegami byli miedzy innymi Jan
  III Sobieski, Stanislaw Wyspianski, Jan Matejko.
  W srodku znajdowaly sie schody dosc strome, rozcho-
  dzace sie na pietrze w dwoch przeciwnych kierunkach,
  korytarze przestronne z wysokimi oknami, klasy obszer-
  ne i troche ciemnawe, pewnie na skutek zieleni za
  oknami.

  Sercem szkoly byla aula, uroczysta, odswietna, miej-
  sce wszystkich akademii "ku czci", teatralnych wew-
  natrzuczelnianych przedstawien i przede wszystkim
  nabozenstw, w niedziele bowiem aula wladal ksiadz
  katecheta i co tydzien mielismy moznosc potwierdzac
  liturgia to, czego dowiedzielismy sie na lekcjach
  religii. Znowu nie pamietam, czy ta aula w godzinach
  lekcyjnych byla sala gimnastyczna z drabinkami przy
  scianach i sprzetem do cwiczen, maskowanych na czas
  szkolnych uroczystosci, czy tez mielismy ja osobno
  na dole, na parterze, a moze na poziomie suteren.

  Wtedy cwiczylismy trzy razy w tygodniu i gimnastyka
  byla przedmiotem zaliczanym do ogolnej oceny. Obowiazek
  ten w pelni aprobowalismy. Nie dosc ze stanowil pozada-
  na przerwe w nauce przedmiotow nekajacych nasze tepe
  glowy, to jeszcze proponowal pasjonujaca zabawe - uczy-
  lismy sie i gralismy w kosza i siatkowke, a opanowanie
  tych dyscyplin mialo charakter docelowy. Szlo o mistrzo-
  stwa wszystkich krakowskich gimnazjow, co roku rozgry-
  wane w prawdziwych halach sportowych. Dostanie sie do
  reprezentacji gimnazjum bylo wyczynem, rywalizacja
  miedzy druzynami zapierala dech w piersiach.

  A czego uczono jeszcze? Ano wszystkiego, tak jak dzisiaj.
  Tyle ze w naukach scislych tego "wszystkiego" bylo niepo-
  rownanie mniej. Nie tylko dlatego, ze ogolny zakres wie-
  dzy w tych przedmiotach byl wowczas szczuplejszy, ale
  glownie z powodu przyjetego przez szkole kierunku naucza-
  nia. Gimnazjum Bartlomieja Nowodworskiego bylo humani-
  styczne, a nazwa ta oznaczala dokladnie to, co przez wie-
  dze humanistyczna nalezalo rozumiec.

  Chodzilo nie tylko o opanowanie wiadomosci z dziedziny
  jezyka polskiego, historii, geografii czy biologii, ale
  przede wszystkim o wpojenie swiadomosci, ze tylko suma
  tej wiedzy, wzajemne tych przedmiotow przenikanie i wspol-
  zaleznosc daja szanse na uksztaltowanie pogladu o obecnosci
  czlowieka, o sensie jego egzystencji, na poszerzenie wyo-
  brazni w stopniu umozliwiajacym oglad swiata w jego glo-
  balnym wymiarze. To stamtad, ze swiatla tej wspanialej
  uczelni, z talentow jej swietnych nauczycieli moge czerpac
  pewnosc, ze wychowanie w duchu humanistycznym to dochowanie
  sie czlowieka z takim poczuciem godnosci, jakie wynika
  z przekonania, ze najwyzsza wartoscia doczesna jest drugi
  czlowiek.

  Czlowieka, ktory by z nauki religii wyniosl wiare w pozytek
  czynienia dobra oraz poczucie hierarchii, swiadomosc nadrze-
  dnej tajemnicy, bedacej drogowskazem zycia. Ktory by z nauki
  laciny przyswoil sobie niezachwiane kryteria harmonii i piekna
  uporzadkowanego, logike myslenia i wyrazistosc mowy, jej for-
  malne mozliwosci i ducha - poczucie tozsamosci z miejscem,
  z ktorego kulturowo pochodzi, skad wywodzi sie jego dom.

  Ktory by znal wartosc ludzkiego wysilku i najwyzszym szacunkiem
  dazyl ludzkie umiejetnosci - gwarancje szacunku dla wlasnej
  pracy. Ktory by nauczyl sie kultury uczuc, tego szczegolnego
  taktu, szczegolnej dyskrecji, ktora umozliwia obcowanie z
  drugim czlowiekiem i stwarza pole dystansu dla jego przywar
  i ich pochopnej oceny - kultury uczuc, ktora z kobiety czyni
  przedmiot szczegolnego kultu, kobiety,ktorej przeznaczeniem
  jest milosc, a dramatem jej utrata, ktorej biologia uczy nas,
  mezczyzn, obcowania z ziemia, a kobiete, za naszym posrednic-
  twem, stycznosci z poezja.

  Na koniec chcialbym kategorycznie przypomniec, ze wszystko
  w Krakowie jest starozytne. To, ze madrzy ludzie i dobry Bog
  zrobili wszystko, aby to miasto trwalo w tym samym miejscu
  przez tysiac lat mimo roznych zywiolowych zagrozen i pomnazalo
  swoj dorobek, dalo rezultat olsniewajacy i bezcenny - stalo
  sie zywym uosobieniem tradycji. Jest widomym dowodem, ze
  trwanie, uporczywe trwanie jest podstawowym gwarantem rozwoju,
  zasadniczym pokarmem postepu. Bo czymze jest tradycja, jak nie
  wiedza. Suma pamieci gromadzacej kolejne doswiadczenia, wysele-
  kcjonowanym katalogiem dokonan i przez ten fakt drogowskazem
  dla nowych mysli, wskazowka dla tworczych wyborow, ktore
  wlasnie w oparciu na wiedzy juz znanej pobudzaja instynktowne
  pragnienie innosci.

Tyle ma do powiedzenia pan Gucio o naszej wspolnej szkole, naszym
wspolnym miescie i tradycji.


Katarzyna

Odpowiedź listem elektroniczym