Moi zloci, Opowiem wam teraz jak to sie w niedziele najadlem wstydu. Tego dnia w ramach dzialalnosci impresaryjnej Basi Ahrens-Mlynarskiej mielismy dwa przedstawienia monodramu McPhersona "Sw. Mikolaj" w wykonaniu Jana Englerta. Robilem tam swiatla i probowalismy w malym badenskim teatrzyku od 11-tej rano. Przed 1-wsza proba sie zakonczyla i poszlismy z Jankiem przejsc sie po starym badenskim miescie. Pogoda byla prawdziwie wiosenna i siedlismy z Jankiem przy pomaranczowym soczku (strasznie te proby wysuszaja!) przed kawiarenka na Breite Gasse. I tu raptem Janek zaczal sciskac dlon pewnego eleganckiego pana ktory zblizyl sie wraz z elegancka pania oraz dwoma innymi panami, w tym jednym wyzszym ode mnie o pol glowy (a licze sobie 186). "Ach, co tu robicie? Ano wybieramy sie na twoj wczesniejszy spektakl, a potem musimy jechac na mecz do Bazylei". Janek przedstawil mnie eleganckiemu panu: byl to pan Engel, polski narodowy selekcjoner. Zaczeli rozmawiac o pilce noznej, wysoki pan milczal. Dla 'poddzierzki rozgowora' spytalem milczacego pana: "A pan tez nie kibic, jak ja?". Reszta wybuchnela smiechem: to byl slynny Gorgon! Zeby tak sie zblamowac! Skad te znajomosci u Janka Englerta? Przed laty grywal w II-ligowej wowczas Polonii Warszawa wlasnie wraz z Engelem, tez wowczas zawodnikiem. I teraz Szymoszek pewnie mnie zwymysla za gapiostwo i Bog jeszcze wie co. Wasz Jacek A.