My mielismy stacjonarny oboz zeglaski AZS PW w Wilkasach kolo Gizycka.
Nigdy potem nie spotkalem takich sternikow. Mieli juz w wiekszoci morskie stopnie.
Pikenie ylo plywac od 8 rano kiedy bylo ladnie ale musielismy to robic
nie zaleznie od pogody...(Do naszego klubu nalezal Teliga oraz ten.
drugi po Telidze, ktory oplynal sam swiat.. dziennikarz Trybuny Ludu...
Oczywiscie mial lepsza lodke niz Teliga, mogl wiecej chodzic .. *w slizgu* )
No i pewnego dnia plyniemy chyba kolo 11.00 rano wialo bylo moze z
5 stopni, pochmurno, no i widzimy jakas omega dryfuje z wyluzowanymi
zaglami. Podplywamy blizej a tu przestaszone buzie (studenci z saiadujacego
z nami obozu z Wroclawia) krzycza: sternik sie nam utopil!
Wiec powiedzielismy co maja robic z lodka- byl to ich drugi dzien plywania
wiec nic nie umieli, szukalismy sternika kilika godzin bez skutku a potem
zaholowalismy ich do przystani. Jak do doszlo do wypadku? A no zupleny brak rozwagi:
Posadzil przy sterze przy silnym wietrze od rufy nowicjuszke a sam stanal na skrzynce
mieczowej i zaczal pokazywac jak sie na regatach(???) wypycha sie noga bom aby nabrac
wiecej wiatru. A dziewczyna sie zapatrzyla, zapomniala o sterze i strzelila zwrot
przez
rufe i bom zmiotl sternika ze skrzynki mieczowej do wody.. nie mial oczywiscie
kapoka...
Smutne..
A na koncu obozu trafilem na strasznego maniaka. Przypadkowy gosc, mlody tubylec
ale jakby sie uparl aby ze mnie stracha wypedzic: Wiatru bylo coraz wiecej.. byly
przecie prognozy, lodki zwijaly sie jedna po drugiej bo na jeziorze bylo kilka
wywrotek...
a ten nic tylko taklujemy i plyniemy. uparl sie.. pewnie bym nie poplynal ale mial ze
soba chlopaka moze z 10 lat- chyba kuzyn wiec mysle jesli moze on to moge i ja.. chyba
nie wariat..nie narazal by chlopakka..
Orane ale bylo plywanie...sprytnie wzial jakis kubelek bo woda sie lala do srodka..ja
trzymalem szoty a chlopak obracal wiadrem...Sternik wyznaczal jakies kursy to na
druga strone jeziora. to na wyspe.. najpierw zarefowalismy grota potem go
zrzucilismy..powoli
tych co lezeli w wodzie zagnalo w trzciny... milicja na swojej motorowie (pamietacie -
te najciezsze mialy silniki ciezarowki Lublin) tez juz pojechala do domu.. a a tem
wariat zakladal rozne halsy zeby pokazac ze jezioro jego! Uz nauczylem sie troche
wtedy zimnej krwii.. No i pewno w koncu wyszlo slonce:-))))
Pozdrowienia
Jacek