Wlasnie przed chwila wrocilam z przejazdzki rowerowej (fajnie dzis
jest, bo nie ma upalu i nie pada) z Ojcowa. Trzeba bylo wrocic
wczesniej, bo musze na jutro jeszcze to i owo przygotowac.
Pan Zbyszek Koziol pyta :
> Nasuwa mi sie pytanie: sa te sciezki rowerowe czy ich wlasciwie
> nie ma? Jaki prawnie jest status rowerzystow?
W Krakowie sa w centrum, kilka lat temu poprowadzone. Przewaznie
chodnikami (zaznaczone bialym pasem, ktorego juz prawie nie widac).
Sama jezdze duzo na moim rowerze. Status prawny jest taki sam jak
innych uzytkownikow drog - czyli rower traktowany jest jak pojazd
jednosladowy. Ale jednak ja preferuje rower nie w miescie, ale
na wakacjach.
> Swietymi krowami na jezdni w Holandii sa wlasnie rowerzysci:
> swiatla uliczne maja dla nich znaczenie wylacznie informacyjne.
Piec lat temu, kiedy bylam kilka tygodni u wujka w Belgii i potem
u znajomych w Holandii, sciezki rowerowe byly prawie wszedzie.
I tez na to zwrocilam uwage, ze rowerzysci maja wiele przywilejow.
> Kiedys rozwalilem sie o jakiegos idiote: ja na rowerze, a ten
> duren wyprzedza mnie, wjezdza mi niespodziewanie na sciezke
> rowerowa, i... staje jakby nigdy nic, tuz przed moim rowerem.
> Wyladowalem na tylnej masce samochodu, po czym ulzylem sobie
> podobnymi komentarzami jak ten rowerzysty wyzej.
Kiedys jak bylam z mama w Aachen jechalysmy miejskim autobusem
po kretych ulicach srodmiescia. Autobus prowadzila taka okolo
30-letnia brunetka w okularach (obserwowalam ja, bo u nas kobiety
nie prowadza autobusow). Przed autobusem jechal srodkiem jezdni
kilkunastoletni chlopak na rowerze, ostro biorac zakrety i blokujac
jej droge. Wygladalo to bardzo niebezpiecznie, bo ona przy szyb-
kosci okolo 50 km/godz nie trzymala na tych zakretach odpowiedniego
dystansu majac go doslownie metr, dwa przed maska. To byla troche
taka zabawa miedzy zyciem i smiercia, bo ze dwa razy tego chlopaka
na zakrecie zarzucilo i za drugim razem, kiedy sie zachwial,
pasazerowie zaczeli glosno protestowac.
Potem na przystanku jakis starszy facet zwrocil jej uwage, a ona
zupelnie spokojnie odpowiedziala, ze gdyby sie zdarzyl wypadek,
to bylaby wina rowerzysty, bo to on przekroczyl przepisy. Czyli tuz
za holenderska granica bylo juz troche inaczej. Ta pani stosowala
rygorystycznie zasade: lamiesz bratku przepisy, to twoja wina.
Ryzykujesz wlasnym zyciem, to i mozesz zginac.
> ulamek sekundy przed zdarzeniem postanowilem sie zderzyc, zamiast
> ryzykowac ominiecie (bylo mozliwe) nie wiedzac, czy za mna nie
> jedzie samochod - nie bylo czasu na sprawdzenie; zderzylem sie
> z nim z premedytacja, w sposob fachowy, hamujac do konca z calych
> sil, a gdy rower byl blisko samochodu puscilem hamulec i skrecilem
> kierownice, rzucajac sie z rowera szusem do przodu.
O rety, nie bardzo sobie wyobrazam... Obok samochodu ?
Ja na szczescie nie mialam na rowerze zadnych kontaktow z pojazda-
mi samochodowymi. Czego nie mozna powiedziec o chodzeniu piechota.
Kiedys udalo mi sie na przejsciu dla pieszych w centrum Krakowa
(na ul. Pilsudskiego) prawie bezbolesnie przeskoczyc/przesliznac
po przedniej szybie nad jadacym prosto na mnie Peugeotem 306. ;-)
Troche sie tylko podrapalam przy ladowaniu. Ale od tamtego czasu
wole nie wierzyc kierowcom, ze zatrzymaja sie przed przejsciem.
Ale wracajac do rowerow...
W lecie zeszlego roku duzo jezdzilam na rowerze z CERNu na zakupy do
Francji. Tez bardzo fajnie sie tam jezdzilo, tylko pozyczony w CERNie
rower nie byl w zbyt dobrym stanie ;-)W ktoras niedziele po powrocie z
alpejskiej wycieczki wybralam sie z kolega wieczorem do kosciola
(namowil mnie, zeby pojechac do takiego miasteczka okolo 20 km po
francuskiej stronie) i przy powrocie, jak juz bylo zupelnie ciemno,
strzelila mi guma (stara byla bardzo). Nie bylo rady, musialam wracac
perpedes ;-) Wrocilismy do hotelu dopiero okolo 2-giej. Ale po drodze
widzialam jeszcze sporo spoznionych nocnych rowerzystow. Kilku sie
nawet zatrzymalo oferujac pomoc, ale moj towarzysz niedoli za kazdym
razem uprzejmie dziekowal.;-)
Pan Witold Owoc napisal :
> Na Dzikim Zachodzie tez sa konflikty na sciezce rowerowej/
> chodniku, ofiarami (rowniez smiertelnymi) sa znow glownie piesi.
> Problem jeszcze ostrzej wystepuje w Gorach Skalistych, gdzie
> turysta pieszy musi __bardzo__ uwazac aby zycia nie stracic.
> Z tej przyczyny praktycznie nie mozna korzystac z wielu
> przepieknych szlakow. A jak jest w Tatrach? Mam nadzieje,
> iz chociaz tam koniom i rowerom wstep wzbroniony.
Ja po gorach lubie chodzic, a nie jezdzic.
No i problem rowerzystow w polskich gorach tez wystepuje. W zeszlym
roku w ktoras piekna jesienna niedziele wybralysmy sie z rodzicami
ze Szczawnicy przez Prehybe na Radziejowa i z powrotem do Szczawnicy.
Miedzy Prehyba i Radziejowa wyprzedzala nas cala wycieczka mlodych
rowerzystow. Na szczescie na podejsciu, ale bylo dosyc wasko i trze-
ba bylo sobie usiasc i poczekac. W Gorcach konie
i rowery byly tez dozwolone. Teraz cos napomykaja, ze ma sie
cos zmienic.
W Wysokich Tatrach oczywiscie rowerzystow nie ma.
Katarzyna