Piotr Palacz napisal:
/../
> Problem raczej z tym, ze ateisci - takze wolnomysliciele
> i libertyni - wcale rodowodu ani wlasnych autorytetow nie sa
> zmuszeni szukac. Oddanie autoretytom - a przynajmniej Autoretytowi -
> jest atrybutem myslenia religijnego, a nie ateistycznego.
>
>
> Piotr

Uta Zablocka napisala:
> Otoz to! Lepiej nie mozna to powiedziec:-)

No wie Pani, po rodaczce Kanta i Nietzschego
spodziewal bym sie wiecej :-)

Norwid sie zapytal:
"Jakie okowy sa najsilniejsze, zlote czy zelazne?"
I sam odpowiedzial:
"Niewidzialne !"

Ateisci, wolnomysliciele i libertyni maja swoj
rodowod, nawet jesli go nie znaja tak samo
jak niektorzy mowia przyslowiowa proza.

Jesli przyjrzec sie wielkim myslicielom,
nawet tym najbardziej niezaleznym to oni wszystcy
maja wyrazny rodowod i sa tego swiadomi.
Czlowiek jest istota spoleczna i mysli razem
z innymi, kontynuuje myslenie poprzednikow, otoczenia
(wlaczajac telewizje, gazety, powiesci itd).

Odmowa szukania swego ideowego rodowodu nie jest
wyrazem wolnosci ale przeciwnie, jest to slepe
zawierzenie autorytetom skrytym bo nieznanym.

Ateizm jest rzadko spotykany pomiedzy najwybitniejszymi
umyslami. W zasadzie tylko Marks i Nietzsche do
takich naleza (Sartre np jest myslicielem mniejszej
rangi i zreszta pod koniec zycia wyrzekl sie swego
ateizmu).
Z obserwacji osobistych i rozmow zauwazylem, ze
czesto osoby niewierzace przejely mniej lub bardziej
swiadomie swoj ateizm z oficjalnej propagandy
marksistowskiej lub spopularyzowanych idei
pozytywistycznego scientyzmu. Jednakze wcale nie
przyjely one tych systemow swiatopogladowych, raczej
odwrotnie one je odrzucaja, zwlaszcza marksizm.

Tak wiec przyjmuja wyniki ale zapominaja o metodzie.
Nie maja ochoty, czasu czy energii na
wyjasnienie tego paradoksu ale uwazaja sie za
osoby inteligentne i myslace. Prawdziwe myslenie
jest katorznicza praca nie dziwota wiec.

Koncowy skutek jest rodzaj kolektywnego
solipsyzmu - jedyna realnoscia jest to co sie
jawi naszym zmyslom, poza tym moze sa jakies
naukowe prawa czy konstrukcje i dalej nie ma nic.
Inni ludzi istnieja i owszem a moralnosc jest
czyms oczywistym dla kazdego (z wyjatkiem jakis
niepojmowalnych zwyrodnialcow czy dalekich
egzotycznych kultur, ktore sie przeciez nie licza).
Celem zycia jest uzbieranie przyjemnosci
i satysfakcji oczywiscie bez "szkodzenia" innym
takim jak my "wolnym" umyslom.

Ta moralnosc troche ewoluuuje ale toczy
sie to pod nadzorem postepowych moralnych wyroczni
jak laureaci Nagrod Nobla czy komentatorzy z
Gazety Wyborczej lub New York Times wiec nie
ma powodu do obaw.

Czy ten stan erozji i pasozytniczego trwonienia
duchowego i metafizycznego dorobku stuleci bedzie
trwal na zawsze? Zapewne nie.

Marcin Mankowski

Reply via email to