Z pewnoscia nie jeden raz slyszeliscie tego rodzaju odzywki. Oto historia gdzie w dyskusji uzyto podobnego okreslenia. Powracajac kilka tygodni z wakacji w Polsce, stalismy w kolejce na granicy. Kto zna przejscie w Olszynie, wie ze mozna do granicy podjechac z dwoch stron. Jadac z Wroclawia, skazany bylem na stanie w tej dluzszej kolejce. Zjezdzajacy z wiaduktu, stali krocej. Tuz pod wiaduktem obie kolejki lacza sie w jedna, na zasadzie zamka blyskawicznego: raz z lewej, raz z prawej. Kilka metrow przede mna stal Van, chyba "renowka", z polska rejestracja. Akurat ten kierowca mial pierwszenstwo, kiedy bedacy z prawej strony kierowca Opla Omegi A, z berlinska rejestracja, zajechal mu droge. Wychodzil widocznie z zalozenia, ze skoro jest z prawej, to ma pierwszenstwo. Problem w tym, ze przy wszelkich zwezeniach obowiazuje w/w zasada lub po prostu grzecznosc. Zaczelo sie trabienie na siebie i pyskowka. Szczegolnie agresywny byl prowadzacy Omege. Wyszedl wrecz z pojazdu i machajac rekoma grozil kierowcy Vana. W koncu wyciagnal telefon i zaczal dzwonic. Stalem juz bokiem z otwarta szyba, tuz przed wjazdem na ostatni odcinek kolejki i uslyszalem: ".... ja pracuje w polskiej ambasadzie... pan jeszcze zobaczy...". W tym czasie Uta miala juz dosc, otworzyla drzwi mowiac: "Slyszales, jak ten szwab traktuje tego Polaka?! Ja tego nie daruje!". Nim ochlonalem ze zdumienia, (moja Zona bowiem, nie uzywa tego rodzaju epitetow, a poza tym, jak by nie bylo sama ten... tego), wskoczyla z samochodu i poszla opieprzac "szwaba". Chcialem zawrocic, powiedziec co slyszalem i w ogole przekonac, ze to nie nasza sprawa, ze jak w rosyjskim przyslowiu, niby: ciszej jedziesz, dalej zajedziesz, a ja juz ponad godzine stoje. A gdzie tam! Jak blyskawica pognala do drania. "A moze sie przeslyszalem? - mysle sobie - co ja sie bede w wewnetrzne niemieckie sprawy wtracal." Poza tym, kiedy stawala w obronie moich rodakow, nasz synek dostwal spazmow, bo "nie ma Mama!" Po kilku minutach Mutti wrocila zdumiona i nieco zazenowana. "Wiesz - powiedziala - to nie byl Niemiec, to byl Polak. Zaczelam go pouczac po niemiecku a on do mnie po polsku, ze mam sie zamknac. No to ja mu... ." Tu lepiej daruje sobie dalsze przytaczanie tego, co padlo z ust mojej Zony, bo to ja nauczylem Ute dosadnych polskich okreslen. Zapewniam jednak, ze nic brzydkiego nie powiedziala ale za to bardzo zlosliwego. I tu wlasciwie moglbym skonczyc, gdyby nie to, ze po krotkiej kontroli, przejezdzajac granice, zauwazylem Vana stojacego z boku, otoczonego przez niemieckich straznikow. Przypadek? Mam nadzieje, ze to nie spelnienie pogrozki kierowcy Omegi, pracujacego w ambasadzie polskiej. Irek