Z ostatniego felietonu Piotra Wierzbickiego w "Gazecie Polskiej":
Gdy odwiedzalem w mieszkaniu na Zoliborzu Zdzislawa Libere,
mego profesora z warszawskiej polonistyki, wylanial sie zawsze
gdzies z przyleglego pokoju chlopiec, syn profesora, Antoni.
Zwracal uwage nienagannym wychowaniem: nie wtracal sie do
rozmowy, sluchal, raz zasiadl do pianina i z Zygmuntem Salonim
zagrali na cztery rece menueta z Symfonii numer 94 Jozefa
Haydna. Byl to naprawde bardzo grzeczny chlopiec.[...]
W jesieni 1977 roku dostalem male zagraniczne stypendium.
Siedzialem wlasnie pograzony w lekturze w ciemnej, obskurnej
klitce na czwartym pietrze hoteliku Monge w Dzielnicy Lacinskiej
w Paryzu, gdy nagle ktos puka do drzwi. Mowie (po polsku !) :
"prosze". I prosze: wchodza... Halina Mikolajska i Antoni Libera.
Coz sie okazuje? Mikolajska jest tu, rzecz jasna, jako reprezentantka
wlasnie zalozonego KOR, ale Antoni Libera przyjechal do Paryza
w zupelnie innym celu. Postanowil poznac Samuela Becketta,
swego mistrza, pisarza, ktoremu poswiecil lata studiow. Juz byl
u Becketta zapowiedziany, a teraz kipial z emocji.
Doszlo do tego spotkania, Antoni Libera poznal swego Becketta
i mialo to rowniez ten marginalny a istotny akurat dla mnie skutek,
ze gdy w lipcu 1982 roku wypuscili mnie z internatu moglem -
za stypendium ufundowane wlasnie przez Becketta - wyjechac
na dlugie wakacje.[...]
Wzialam ze soba tego lata, gdy wyjezdzalem na urlop, "Madame",
powiesc Antoniego Libery. Zobaczymy, co tez wyroslo z grzecznego
chlopczyka... Czytalem dzien i noc. To jest historia o tym, jak do
liceum, warszawskiego liceum przychodzi nowa dyrektorka, nau-
czycielka francuskiego, piekna, tajemnicza Madame i jak pewien
prymusek - licealista, na ktorego ta nowa pani (podobnie jak na
jego kolegow) nie zwraca najmniejszej uwagi, postanawia podjac
z nia gre.
Gra jest niby subtelna, bo scisle literacka (prowadzona przez
szkolne wypracowania) ale w istocie bezczelna: prymusik przez
caly czas knuje, obmysla, prowadzi wlasne, niezmiernie wnikliwe
dochodzenia. Nagle okazuje sie, ze pojawienie sie w szkole
tej dziwnej kobiety to ostatni akt pewnego rodzinnego dramatu,
ze nasz rozpierany przez hormony i niezaspokojone ambicje
mlodzieniec znalazl sie przypadkiem w posiadaniu informacji
wybuchowych, wrecz groznych.
Ale nie konczy akcji, prze do przodu jak burza. W "Madame" nie
leje sie krew, walka idzie wylacznie na slowa! Co za cudowne,
chytre dramatyczne dialogi, co za podstepne literackie cytaty,
co za erupcja zgrywu, blagi, fantazjowania w jego wszystkich
formach i postaciach!
"Madame" zrobila juz zasluzona kariere nie tylko w Polsce,
ale rowniez za granica. Grzeczny chlopiec stal sie pisarzem.
Wyniegrzecznial.
Podzielam zdanie Piotra Wierzbickiego. "Madame" to wspaniala
ksiazka. A co, moze nie ?
Malgorzata