O formatach plikow sieciowych.

Szanowni Panstwo,
Rozbuchala sie dyskusja noszaca ciagle tytul nadany przeze mnie dla
gwiazdkowych nowosci netograficznych [netograficzna Gwiazdka 2000].
Czytam ja z zainteresowaniem, ale w wiekszosci przypadkow bez
zrozumienia. I nie wstydze sie tego. Co wiecej, uwazam, ze mimo tej
ignorancji, mam jeszcze cos do powiedzenia.

A oto moje zdanie.

Internet jest nowym, masowym medium. Nie znali go budowniczowie
piramid ani autorzy 'Ksiegi umarlych', nie znali go autorzy Biblii
(choc kto wie!) ani Ksiegi Mormona (choc kto wie..). Wyglada jednak na
to, ze tak jak przestano wykuwac wiadomosci na egipskich kamieniach,
wygniatac na sumeryjskich cegielkach, skrobac na skorach Qumran czy
wytlaczac na zlotych platkach Smitha, zaniedlugo przestanie sie tez
nimi farbowac papier. Zanim to sie stanie, trzeba to wszystko,
czegosmy sie dorobili, zdygitalizowac (caly tekstowy dorobek ludzkosci
spakuje sie wtedy w malej walizecze z CD!). Ale wynik tej
dygitalizacji musi byd dostepny zwyklym zjadaczom chleba. A ten
zjadacz chleba teraz ma w najlepszym razie komputer o sredniej
pamieci, potrafi poslugiwac sie nim jak maszyna do pisania, i..., nie
wiele wiecej. Zreszta zdecydowana wiekszosc mieszkancow tej ziemi nie
ma nawet dostepu do telefonu, a o internecie nie slyszala. Uslyszy
wkrotce, jak nie umrze z glodu.

Chodzi mi o to, ze dla popularyzacji literatury, udostepnienia ludziom
na swiecie dziel sztuki i najwazniejszych dokumentow, wreszcie dla
nauczania wiedzy podstawowej, potrzebne jest narzedzie proste, tanie i
niezawodne. Potrzebny jest dobry rower, albo dobry ford. Concord jest
lepszy od forda, ale sasiadki nim nie odwiedze.. Obserwatorium Hubla
lepsze jest od lornetki, ale na ptaka na drzewie pod moim domem przy
jego pomocy nie podpatrze.

Mozemy plakac i skamlac, ze Microfoft zgwalcil ludzkosc, ale zgwalcil
i przeszlosci nie naprawimy. Tak samo mozemy narzekac, ze ewolucja
obdarzyla nas mozgiem zrobionym z bialka i wody, a nie z silikonu. Na
nic takie placze.

Zmierzam do tego, ze na tym etapie 'do mas' mozna dotrzec tylko przy
pomocy programow prostych, tanich lub darmowych, no i gietkich. Mowi
sie tu i pdf czy innych modyfikacjach. Jesli dokumentu nie moge prosto
skopiowac i go uzywac, to znaczy wycinac, kopiowac, dzielic sie z
innymi, umieszczac w oasobistycch kolekcjach, a nie wisiec godzininami
na linii dla jego czytania, itp, to taka metoda jest do niczego. W
Czadzie czy w Chinach nie mozna sobie pozwolic na zajmowanie linii
telefonicznej przez godziny, bo sie zrujnuje (zreszta i w Polsce tego
nie mozna). Trezba miec mozliwosc skopiowania dokumentu na maly dysk i
uzywania go w dowolnym czasie bez nadzwyczajnych kosztow, konwertorow,
procesorow i Bog wie czego jeszcze.

Jak dorad, warunki te spelnia format htm, jpg, gif, ewentualnie txt.
Zatrzesienie genialnych rozwiazan internetowych jest dobre dla
deliberacji, jak ksiazka o winach francuskich czy katalogi amazon dla
mieszkanca Nowej Gwinei.

A konkretnie. Korzystam z sieci kilkanascie godzin dziennie, bo nic
mnie to nie kosztuje, ale z pdf korzystam tylko wtedy, kiedy musze.
Nie wszystko da sie skopiowac, a kosztownych programow nie chce uzywac
ze wzgledow opisanych powyzej. Kopiuje mnostwo txt i htm, by to
odpowiednio skladowac. Inne formaty nie spelniaja warunkow stawianym
popularnemu medium.

Ale jest pewna zasadnicza sprawa, wynikajaca zreszta ze wspomniago
gwaltu i bardziej specyficznej, polskiej chyba glupoty, zaradzenie
ktorej byc moze programokraci mogliby zaoferowac. Dajcie nam,
zjadaczom chleba, prosta maszynke ulokowana w domowym komputerze,
ktora bez pytania powie i przeksztalci tych kilkadziesiat polskich
kompletow czcionek (fontow) na cos bardziej ludzkiego - chocby na
ASCI, jesli nic lepszego nie da sie wydumac. Tymczasem jest tak, ze
albo cos mi pasuje przypadkiem, wtedy czytam jak trza, najczesciej
jednak okazuje sie, ze albo mam przyslowiowe robaczki (roznego
kalibru), albo puste miejsca, albo progrtam sie zawiesza. Rozumiem, ze
to wszystko to zmowa zydokomuny i mafii majacej na celu zniszczyc
polska kulture, ale moze by tak spece sie tym zajeli i wyprodukowali
odpowiednia odtrutke?

Z powazaniem -

Roman Antoszewski

PS
Tekstow Pana Koziola nie moge sprowadzic na moj dysk. W swietle
powyzszego nie potrafie sie do sprawy ustosunkowac. Akrobata mam, ale
np na plazy nie moge uprawiac tej akrobatyki. Z niepopkojem obserwuje
tez cos w rodzaju baroku czy rokoka opanowujaca siec. Z tego
wyrosniemy, ale w chwili obecnej przeszkadza to bardzo. Forma dominuje
nad trescia, a bywa, ze tresci nie ma, a forma jest psychodeliczna
(kiedys dam przyklady tego rodzaju stron sieciowych, zeby nie byc
goloslwonym).


-------------
Laingholm, Titirangi, Auckland, New Zealand
tel/fax [64] [9] 817 3690; mobile: 025 284 7207
e-mail: [EMAIL PROTECTED]  OR [EMAIL PROTECTED]
homepage: http://homepages.ihug.co.nz/~antora

Odpowiedź listem elektroniczym