http://www.tygodniksolidarnosc.com/2004/39/4d_kon.htm

Koniec państwa Kwaśniewskich        Łukasz Perzyna
Wizerunek publiczny pierwszej pary, pielęgnowany przez doradców medialnych, pisma brukowe i kolorową prasę - znalazł się w kryzysie. 
Dociekliwość posłów z komisji badającej aferę Orlenu sprawiła, że idylla pękła jak bańka mydlana.

Jeszcze niedawno wydawcy kolorowej prasy popularnej - która rządzi umysłami uboższej duchem części społeczeństwa - indagowani, dlaczego zamieszczają na okładce 
zdjęcie Jolanty Kwaśniewskiej, choć nic z nią związanego się nie wydarzyło, opowiadali, co wynika z fokusowych badań i sondaży: numer z prezydentową na 
okładce sprzedaje się lepiej niż inne.

Lalki Barbie na start
Jak meteor przemknął przez świat polityki pomysł ubiegania się przez panią Kwaśniewską o pierwszy urząd w państwie. Wbrew ironii politologów, takich jak 
Jadwiga Staniszkis, zapewne nie najśmieszniejszy z możliwych, bo na tle innych potencjalnych "kandydatów z pleksiglasu" prezydentowa wydaje się wzorem kompetencji i powagi (nie przeklina 
i w nikogo nie rzuca papierami, a jeśli przypomina lalkę Barbie - to pierwszego gatunku, a nie z przeceny na bazarze). Spopularyzowana przez redakcję Polityki, hołubiona w sztabach SLD koncepcja 
kandydowania Kwaśniewskiej przetrwała jeden polityczny sezon.
Kres jej położyło oświadczenie samej first lady, że o prezydenturę walczyć nie zamierza. Chociaż nie da się wykluczyć, że wobec kadrowej mizerii w obozie SLD ta kandydatura jeszcze powróci. "Krótka ława" w SLD - 
jeśli odwołać się do określenia trenerów piłkarskich - pozostaje przysłowiowa. Potencjalni pretendenci: Marek Borowski i Józef Oleksy z chwilą powołania drugiej postkomunistycznej partii weszli w stan ambicjonalnej rywalizacji, przerywanej 
taktycznymi kompromisami. Lansowanie Marka Belki - którego na następcę typuje sam Kwaśniewski, jak niegdyś Władimira Putina Borys Jelcyn - może okazać się chybionym pomysłem wobec braku sukcesów rządu.
Nie tylko SLD, ale cały obóz postkomunistyczny znalazł się w stanie ostrej konfuzji. Zaś 
Kwaśniewscy - przez lata ulubieni bohaterowie prasy popularnej - zepchnięci zostali do medialnej defensywy.

Gry obronne
Zachowania prezydenta - żądającego wyłączenia kamery ulubionych do niedawna Wiadomości po kłopotliwych pytaniach czy nazywającego draństwem 
żądania prześwietlenia powiązań charytatywnego biznesu żony ze sprawą Orlenu - wskazują, że w grze obronnej radzi sobie kiepsko.
Gdy przed laty Monika Olejnik gościła w TVN Kwaśniewską, jeden z publicystów złośliwie zauważył, że tygrysica zamieniła się w miauczące kocię. Niedawny 
wywiad Olejnik z prezydentową w TVP nie był już tak łagodną konwersacją, choć dziennikarka nie wykazała wobec first lady podobnej stanowczości, jak wobec innych rozmówców ze 
świata polityki.
Oficjalny wizerunek prezydenckiego małżeństwa charakteryzował się idyllicznym, sielankowym wymiarem. Gdy politycy targali się po szczękach - media wzruszały czytelników losami pieska prezydenckiej pary czy edukacyjnymi dylematami córki. Jolanta Kwaśniewska pojawiała się w otoczeniu dzieci podczas akcji charytatywnych, wśród koronowanych 
głów na rautach czy przy okazji budujących przedsięwzięć, takich jak "marsz amazonek" na rzecz kobiet dotkniętych tragedią mastektomii. Nawet gdy jej mąż chwiał się tajemniczo nad grobami polskich oficerów w Charkowie, co służby prasowe objaśniały kontuzją goleni - Kwaśniewskiej nie było za co 
atakować. Pogłoska o romansie męża z piosenkarką, rozpowszechniona przez nieprzebierających w środkach konkurentów z obozu postkomunistycznego, zjednała jeszcze Jolancie Kwaśniewskiej sympatię wśród Polaków, których życie rodzinne pozostawia zwykle wiele do życzenia, więc współczują problemom innych. Gdy 
SuperExpress opisywał dochody prezydentowej z j
ej agencji nieruchomości, autorzy materiału nie znajdowali zrozumienia dla swojej dociekliwości nawet u części polityków opozycji. Niejeden z nich nie wierzył, że zbudowany przez kulturę popularną gmach iluzji uda się skruszyć.

Biedne dzieci i brudne pieniądze Przełom nastąpił dopiero w sprawie Orlenu. Posłowie zaczęli się domagać listy darczyńców fundacji charytatywnej Jolanty Kwaśniewskiej Porozumienie bez Barier. Choć jeszcze jej nie dostali, z przecieków okazało się, że wśród dobrodziejów, obok samego Orlenu, znajdują się beneficjenci afery paliwowej - jak spółka TRANS SAD ze Szczecina. - Najbardziej bulwersujące wydają się świadczenia na rzecz fundacji spółek związanych niewątpliwie z aferą paliwową. Wiele wskazuje na to, że fundacja posługiwała się brudnymi pieniędzmi - podkreśla członek komisji śledczej Konstanty Miodowicz. Część posłów z komisji nie ma wątpliwości co do skali zagrożenia: - Jeśli środki pochodzą ze środowisk kryminalnych, to oczekiwania z nimi związane... również mają taki charakter. W tle działalności Porozumienia bez Barier przewijają się postaci takie, jak przyjaciel prezydenckiego domu Włodzimierz Wapiński, udziałowiec mieleckiej fabryki leków z osocza krwi, która nie powstała, choć pożarła publiczne pieniądze. Szefem rady fundacji Kwaśniewskiej był ten sam Andrzej Kratiuk, który zasiadał w radzie nadzorczej Orlenu i uchodził za prezydenckiego kandydata na prezesa paliwowego koncernu. Sami swoi, jaka władza, takie jej salony. Zachowań prezydentowej nie da się wypreparować z postkomunistycznego stylu uprawiania polityki. Kreowana przez bulwarówki, pisma koncernu Springera czy prasę kobiecą na polską Lady Di, matkę Teresę czy przynajmniej Hillary Clinton musi po raz pierwszy stawić czoła politycznej rzeczywistości. Konstanty Miodowicz, Roman Giertych i Zbigniew Wassermann wraz z kolegami z komisji śledczej przyczynili się do faktu, że nikt już w Polsce nie pozostaje poza społeczną kontrolą. Polacy - ze swoim demokratycznym instynktem - nie potrzebują władzy, która tylko panuje w blasku jupiterów.

Malowany król
Wizerunek Kwaśniewskiego - mediatora i arbitra, nieangażującego się w publiczne spory, patronującego i przecinającego wstęgi, otwierającego autostrady i odbierającego listy uwierzytelniające od ambasadorów - zachwiał się, nadwątlony już wcześniej w toku "wojny na górze" z Leszkiem Millerem. Zawiodły lata starań, by maskować takie zachowania jak epizod charkowski (kierowana przez Roberta Kwiatkowskiego TVP nie pokazała tej sceny) i nie przypominać "kłamstwa magisterskiego" z kampanii 1995 roku, a na ministerialny rozdział z czasów PRL nakładać nowoczesny wizerunek "wybierającego przyszłość" polityka z laboratorium francuskiego kampanijnego cudotwórcy Jacquesa Segueli. Nie pomogą cudowne diety, charakteryzacje, studyjne zastawki w optymistycznie niebieskich barwach ani pokazywanie się z Adamem Małyszem - Kwaśniewski staje wobec osądu opinii publicznej. Dotychczas chroniły go przed nim trzy filary jego prezydentury - zaprzyjaźnione media, biznes i służby specjalne. W sprawie
Orlenu biznes okazał się kapitalizmem politycznym, specsłużby skrewiły mimo imponującej kawalkady dżipów, a część mediów zmieniło front i zaczęło polowanie z nagonką na uwielbianą dotychczas po białorusku rodzinę Kwaśniewskich.
Druga i ostatnia kadencja się kończy, ujawnia się konstatowana przez Mariusza Kamińskiego z PiS banalność i jałowość tej prezydentury. Pikniki, spalskie dożynki, towarzyszenie sportowcom czy rauty z ambasadorami nie zastąpią 
myśli politycznej, zaś dzięki ucieczkom po drabinie z sejmowego gabinetu nie przechodzi się do historii. Paweł Łączkowski, analizując styl prezydentury Kwaśniewskiego, mówił przed laty o "fajniactwie". Jednak potem z winy 
kolegów Kwaśniewskiego polska polityka przestała być rzeczą lekką, łatwą i przyjemną, w sam raz dla czytelników kolorowych pism, a stała się ponurym pitavalem afer...
Sam Kwaśniewski okazał się malowanym królem: do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego nie pojedzie, bo przewodniczy tam Belg, a obowiązuje zasada rotacji kontynentalnej, co oznacza, że najwierniejszy protektor Andrzeja Gołoty (przyczynił się do 
rozwiązania jego kłopotów z prawem po knajpianej awanturze, którą kandydat na mistrza świata wywołał, zanim wyjechał z kraju) szansę dostanie za kilkadziesiąt lat. Posada sekretarza generalnego NATO to miraż. Na krajowej scenie 
politycznej odnajdzie się co najwyżej jako promotor komitetu wyborczego zjednoczonej lewicy. Dla niego to mało, skoro oczywiste wydaje się, że postkomuniści wybory przegrają. Nawet Aleksander Kwaśniewski, który przed laty przeprowadził towarzyszy 
przez Morze Czerwone z bagna PRL do kapitalizmu i demokracji - pozostaje wobec tego faktu bezradny. Być może po raz pierwszy w swojej karierze dawny naczelny "ITD", ulubieniec partii i przyjaciel olimpijczyków jest wobec czegoś bezsilny.

Po pierwsze: skromność
W opinii publicznej upowszechnia się wzorzec polityka skromnego, bliższego zwykłym ludziom, nie stroniącego od kontaktów z nimi (Kwaśniewski wszędzie pojawia się z hordą ochroniarzy: to pozostałość z czasów, gdy nawet w Paryżu ciskano w niego jajami) i potrafiącego coś jeszcze poza 
lobbowaniem i przemawianiem. Taki jest profesor Zbigniew Religa, który w sondażach zaufania zrównał się z Kwaśniewskim, tacy są bracia Kaczyńscy, na takiego pozuje zżymający się na "klasę próżniaczą" wicemarszałek Donald Tusk. Również zajeżdżający z 
piskiem opon swoich niemieckich limuzyn ambitni trzydziestolatkowie z Platformy Obywatelskiej mówią o oszczędnościach, kontroli władzy i jej służebnym charakterze. Nawet wypasieni beneficjenci liberalnego kursu rządu Millera w barwach SdPl wzywają, by nie wpuszczać przestępców do sejmu.
Władza ma już tylko rządzić, a nie panować. Czas Kwaśniewskich minął.
Model, święcący triumfy za naszymi wschodnimi granicami, władzy rodzinno-patriarchalnej, przeplatającej relacje klanowe z partyjnymi, obsługiwanej przez usłużnych 
dziennikarzy i showbiznes, odchodzi w przeszłość. Wraz ze wzrostem poziomu wykształcenia społeczeństwa (to jeden z nielicznych sukcesów transformacji ustrojowej) maleć 
będzie rola prasy brukowej typu Fakt. Przestanie ona wyznaczać hierarchie popularności... Król jest nagi, królowa również...




Odpowiedź listem elektroniczym