POROZMAWIAC O DEPRESJI
(jak inni widzieli moje pisanie)
"Pisalas prawdopodobnie po polsku, a wiec personel nie
mogl miec pojecia o tym, co piszesz. Czy interesowano sie tym?"
Widac przewidzialam to pytanie, bo odpowiedzialam juz na
nie w "Krzywym zwierciadle":
:-)))
"No i jest jeszcze w tym specjalnym korowodzie typow
"Grafomanka - Kawoszka". Baba w srednim wieku, dosyc
sympatyczna, tylko zapewne zbyt podekscytowana, roztrzesiona
i do tego niesamowicie wscibska.
Paraduje nerwowo korytarzami, kreci sie w te i z powrotem,
wprowadzajac w wypracowany lad i wysmienita organizacje kliniki
niepotrzebny zamet. Wszyscy juz sie smieja, ze gdy przechodzi,
robi soba wiatr. Nieodlaczny papieros w gebie, wdzieczy sie lub
wykloca o kazdy dodatkowy lyk kawy, a poza tym gryzmoli kartki
w jakims tylko sobie znanym jezyku cale Boze dnie. I to jestem
ja.
Z tym pisaniem jest smiesznie. To znaczy, inni smieja sie
ze mnie. Zreszta jak zwykle tutaj, bez specjalnej zenady. Jest
w tym bezsprzecznie moja wina, gdyz juz na samym poczatku
popelnilam w zwiazku z pisaniem strategiczny blad.
Samego faktu nie daloby sie ukryc, a zreszta dlaczego niby
mialabym sie ukrywac. Moglam jednak zatrzymac dla siebie
pamietnikowy charakter mojej opowiesci. Opowiesci, ktora
dotyczy nie tylko mnie, ale i wszystkich ludzi stad. Juz
niechby dalej mysleli, ze mam amanta w swoim odleglym kraju
i do niego tak wypisuje teskne, czule listy. Chociaz ja
i amant, tez cos.
Wszyscy sa mocno zaintrygowani moim uporczywym bazgraniem.
Nie daja mi spokoju i z ironia dopytuja, czy jest w tej
historii mowa rowniez i o nich. W moje potwierdzenia oczywiscie
nie wierza i nawet nie przypuszczaja, ze razem ze mna, ze
wszystkim, co tu przezywam, z koniecznosci, przewijaja sie
w tych wspomnieniach. Zdziwiliby sie zapewne, mogac sie
faktycznie na tych kartkach odnalezc. Niektorzy na pewno
zdolaliby sie tu rozpoznac, mimo ze jest to tylko mocno
nieporadne i subiektywne ich odbicie. Chyba zeby woleli udawac,
ze to wcale nie oni, ale to juz zupelnie inna sprawa.
Bo lekarze nie tyle sie smieja, co raczej tym moim
pisaniem frasuja, jakby zbijalo ich ono z pantalyku. Cala
sprawe traktuja powaznie i z duza rezerwa. Bardzo nieufnie
ipodejrzliwie podchodza do tak niewinnej skadinad
dzialalnosci. Wesza, co sie moze za nia kryc.
Moze zaczynaja sie obawiac, ze przypadek jest znacznie
powazniejszy, bardziej skomplikowany niz beztrosko diagnozowali
do tej pory. A jesli to cos zupelnie innego? Juz nie jakas tam,
byle jaka depresja, ale byc moze grozna schizofrenia wraz
z neurastenicznym rozszczepieniem jazni? Symptom jest bardzo
znaczacy. Saduja mnie wiec i myszkuja. Co bardziej empiryczni
siegaja nawet po te zapisane kartki, wslepiajac sie w nie jak
kura w gnat. Musza dac za wygrana, choc robia to stanowczo
niechetnie. Dla nich jest to tylko bezsensowny szyfr liter,
wiedza jednak, ze gdyby mogli rozgryzc takie chore wypisane
byle co, mieliby swoja diagnoze jasna jak slonce. A tu nic.
Mimo wszystko, wyglada to im chyba jednak na schizofrenie.
Robia nade mna strasznie ponure miny. Mieli tu juz roznych
"Napoleonow", "Chrystusow". Raz nawet byla "Tiereszkowa", a ta
tutaj chce odgrywac role drugiej Sagan. Nawet psychiatrzy moga
sie juz czuc troche zmeczeni niekonczaca sie lista
paranoidalnych postaci. Niech bedzie do kompletu "Saganka",
diabli z nia.
Trzeba jednak taka rozdwojona baczniej obserwowac.
Nalezaloby takze zmienic cala psychoterapie, repertuar lekow.
Czy aby nie jest za pozno? Sadzac po ilosci nabazgranych stron,
choroba wyglada na mocno juz zaawansowana, daleko posunieta,
musiala poczynic w mozgu niebywale szkody. Dementia praecox jak
wol."
Magdalena Nawrocka
http://www.geocities.com/Paris/9627