W dn. 27 kwietnia zmarł w Sztokholmie w wieku 83 lat kpt. Zdzisław Malik,
kolejny z nielicznych już polskich kombatantow żyjacych w Szwecji.

Dla tych, którzy go znali bliżej oraz dla tych wielu tysiecy osób, którym
osobiście pomógł pozostanie on w pamięci jako człowiek niezastąpiony.
Całe jego życie może być przykładem człowieka spolegliwego, człowieka,
który w prosty sposób umiał godzić wysokie morale z codziennym
praktycyzmem i skutecznością działania.

Urodzony w Krakowie spedził tam i na Kresach swoją młodość.
W roku 1935 ukończył Korpus Kadetow im. Józefa Piłsudskiego.
Od 1937 podporucznik w II Baonie Radiotelegraficznym w Krakowie.
Po odbyciu kampanii wrześniowej dostaś siś do nieowoli niemieckiej
z której dokonał brawurowej ucieczki już listopadzie 1939.
W ten sposób mógł oddać nieocenione usługi polskiej armii podziemnej.
Tak np. już w grudniu 1939 odbył misję łącznikową pomiędzy Krakowem a
Lwowem, podczas której wraz z kolegą dostal się do więzienia NKWD w
Stanisławowie. (Wydostali się stamtąd po kilku dniach udawając chorych na
tyfus).

Od lutego 1940 był żołnierzem Armii Krajowej, pseudonmy Jaś Ryś, Mewa,
Julian w łączności radiowej i w Biurze Informacji i Propagandy AK.
W roku 1942 awansuje na zastępcę szefa lączności zewnętrznej AK Okręgu
Kraków (jednego, z sześciu na które była podzielona Armia Krajowa) a 11
listopada 1944 na kapitana. Był odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami
przez Bora-Komorowskiego.

Dzielić funkcje ojca, męża i oficera armii podziemnej nie było łatwo jednak
nie przerwał działności łącznikowej po rozwiązaniu AK w 1945 i okresie
amnestii. Aresztowany w roku 1948 przez "Bezpiekę" wyrywa się z konwoju.
Jedynym ratunkiem pozostało opuszczenie kraju. W sierpniu 1948 roku został
potajemnie przewieziony na szwedzkim statku węglowym do Szwecji.

Wkrótce po przyjeździe rozpoczął działaność w tutejszym Polskim
Stowarzyszeniu Kombatantow, wydzial Armii Krajowej,
któremu przewodniczył do roku 1974.

Ten niezwykle uczynny i prawy czlowiek potrafił sprawnie łączyć życie
zawodowe, działalność kombatancką i codzienną ludzką pomoc potrzebującym.
Dzięki odpowiedzialności, solidności i opiekunczości potrafił sobie zdobyć
zaufanie i uznanie zarówno wśród szwedzkiego społeczeństwa jak i wśród wielu
rodaków z kraju, którym intensywnie pomagał. Nie wahał sie nigdy kiedy
trzeba było np. z własnej kieszeni pokryć koszty niezbędnego leczenia
przebywających tu czasowo rodaków. Potrafił też pokrywać straty finansowe
swoich szwedzkich przyjaciół.  Dostarczał też dary dla instytucji
charytatywnych w Polsce.

Jak każdy aktywny człowiek budził kontrowersje: od nienawiści po głeboki
szacunek. Jednak ta jego naturalna potrzeba aktywności nawet wobec pełnej
swiadomości przemijania pozwolila mu na oddanie przyslugi wielu tysiącom
zwykłych ludzi. Na pewno dlugo nie spotkam takiego czlowieka.

Jacek Gancarczyk

Reply via email to