http://mazowsze.kraj.com.pl/110599364122344.shtml

Aktyw zwiera szeregi? - artykuł Stanisława Michalkiewicza Wysłane poniedziałek, 
17,
stycznia 2005 przez Krzysztof Pawlak

"Ale będą jaja, jak się okaże, że Okrągły Stół, to była narada aktywu
donosicielskiego" - napisał w internetowym komentarzu jeden z czytelników 
informacji
o inicjatywie ustawodawczej Ligi Polskich Rodzin. Chodzi oczywiście o projekt 
ustawy
przewidującej ujawnienie wszystkich materiałów Instytutu Pamięci Narodowej
dotyczących tajnych współpracowników SB. Obecnie większość tych informacji ma
charakter "ściśle tajny" z uwagi na to, iż zawierają dane "osób, które udzieliły
pomocy organom państwowym". Trudno o bardziej wymowny dowód, iż III 
Rzeczpospolita
stanowi kontynuację PRL, a to, co w naiwności swojej uważamy za patologie, jest 
po
prostu zaawansowanym procesem rozkładowym tamtej formy państwowości polskiej, 
która -
wbrew optymistycznemu komunikatowi pani Joanny Szczepkowskiej z 4 czerwca 1989 
r. -
ani nie upadła, ani się wtedy nie skończyła. Mniejsza już o konfidentów, ale 
jakże
możemy mówić, że mamy jakąś nową formę państwowości, kiedy fundamentem systemu
prawnego "III Rzeczypospolitej" są jakby nigdy nic, komunistyczne dekrety
wywłaszczeniowe, których boi się tknąć zarówno Sejm, jak i Trybunał 
Konstytucyjny? W
tej sytuacji jest bardzo prawdopodobne, iż Okrągły Stół oraz jego bohaterowie i 
ich
legendy są elementem mistyfikacji, przy pomocy której grupa trzymająca władzę w 
PRL
urządziła społeczeństwu przy pomocy swoich agentów, żeby nadal móc nim rządzić,
oczywiście opowiadając mu już całkiem inne bajki.
Stąd też w środowiskach zainteresowanych podtrzymywaniem fałszywych legend, a
zwłaszcza zainteresowanych ciągnięciem z nich korzyści, wszelkie próby 
ujawnienia
prawdy muszą budzić i budzą niepokój graniczący z paniką. Widać to i w Krakowie,
gdzie za konfidentów zabrał się Zbigniew Fijak, jak i w Lublinie, gdzie 
osobiście
ujawniłem fakt współpracy z SB prof. Jerzego Kłoczowskiego, uważanego przez JE 
abpa
Józefa Życińskiego oraz tę część przewielebnego duchowieństwa, która mu się
podlizuje, za coś w rodzaju świętej krowy. Ekscelencja powołał nawet komisję, 
której
skład nie został podany do publicznej wiadomości, a która w ciągu 4 lat ma 
sporządzić
"raport". Dlaczego aż w ciągu czterech lat? Czy coś ma się w tym czasie 
wydarzyć, czy
też jest to ze strony Ekscelencji manewr, by na 4 lata zablokować dostęp do
dokumentów IPN pod pretekstem "badań" komisji, by w ten sposób przedłużyć moc
obowiązującą legend wyprodukowanych ad usum Delphini? Za tą drugą możliwością
przemawia ofiarne włączenie się w tę akcję "Gazety Wyborczej", która na takich
legendach zbudowała sobie reputację, a teraz wspiera Ekscelencję i jego 
podopiecznych
konfidentów, jak tylko może. Ostatnio red. Mikołaj Lizut, który już kiedyś 
zapisywał
dla potomności rozmowę, jaką zaszczycił Ekscelencję sam pan red. Adam Michnik,
opublikował artykuł "Gdy Bender grozi teczką", w której pisze m.in., że 
arcybiskup
Życiński "krytykował kilkakrotnie prelekcje osób znanych z antysemickich 
wypowiedzi,
np. publicysty >Najwyższego CZASU!< Stanisława Michalkiewicza". Tak się złożyło, 
że
rzeczywiście byłem trzy, a może nawet cztery razy w Klubie Inteligencji 
Katolickiej w
Lublinie z prelekcjami, ale ani razu nie zauważyłem wśród publiczności Jego
Ekscelencji. Nie wiem zatem, skąd mógłby on znać treść moich prelekcji 
przynajmniej
na tyle, żeby je "krytykować" i to w dodatku "kilkakrotnie". Domyślam się 
najwyżej,
że mógł korzystać z raportów jakichś tajnych współpracowników, ot, np. 
przewielebnego
ks. prof. dra hab. Stanisława Kowalczyka, dawnego Tajnego Współpracownika Służby
Bezpieczeństwa o pseudonimie "Witold". Jeśli moje domysły w tej sprawie są 
trafne, to
dobrze by to świadczyło o spostrzegawczości Francuza, autora przysłowia, że 
"kto raz
był królem, ten zawsze zachowa majestat", natomiast gorzej - o jakości raportów
tajnego współpracownika, teraz już w służbie Ekscelencji, bo żadna z moich 
prelekcji
w lubelskim KIK nie była poświęcona narodowi wybranemu. Jak dotąd, to "GW"
najbardziej poczuła się dotknięta określeniem, iż jest "żydowską gazetą dla 
Polaków".
Czy to jest jednak oznaka antysemityzmu? Gdybym, dajmy na to, zaprzeczał 
istnieniu
narodu żydowskiego albo np. twierdził, że Żydzi nie są w stanie wypracował 
własnego
stanowiska w żadnej sprawie, a jeśli nawet już jakieś stanowisko mają, to nie
potrafią go opublikować, to z pewnością świadczyłoby to o jakichś antysemickich
uprzedzeniach z mojej strony. Jak jednak, podobnie zresztą jak Konstanty Gebert 
-
twierdzę, że Żydzi w Polsce są, że w wielu, a może nawet w każdej sprawie mają
wyrobiony pogląd i potrafią go doskonale publicznie przedstawić. Różnimy się 
tylko w
jednej kwestii, bo ja twierdzę, że "GW" żydowski punkt widzenia usiłuje 
przedstawiać
jako obiektywny, co moim zdaniem jest nadużyciem. Muszę powiedzieć, że nie od 
razu to
zauważyłem; aż taki spostrzegawczy, to ja nie jestem. Kiedy jednak "GW" relację 
z
posiedzenia Knesetu, na którym zapadła uchwała o włączeniu obszaru Jerozolimy do
terytorium państwowego Izraela, opatrzyła triumfalnym tytułem "Jerozolima 
nasza!", to
już pozbyłem się wszelkich wątpliwości.
Wspominam o tym dlatego, bo JE bp Tadeusz Pieronek zwierzył się panu red. 
Lizutowi,
że przypomnienie w ten sposób przez abpa Życińskiego, iż "antysemityzm jest 
grzechem,
to ważny sygnał dla całego polskiego Kościoła". A czy kłamstwo też jest 
grzechem,
czy - jeśli pozwala chronić reputację autorytetów moralnych i ludzi z 
towarzystwa -
to już nie jest? Czy jeśli np. polski Kościół otrzymuje dzisiaj z Lublina sygnał, 
iż
w przypadku ujawnienia agenturalnej przeszłości różnych świętych rodzin czy 
ibisów
czczonych, należy z miedzianym czołem iść w zaparte i w miarę możliwości 
postponować
oraz wyciszać zuchwalców, którzy ujawniają prawdę - to dobrze, czy może jednak
niedobrze? Pytam o to, bo ten sygnał, jeśli oczywiście wierzyć "GW", która 
często
koloryzuje, już wywołał rezonans, przynajmniej u jednego "lubelskiego 
duchownego",
którego red. Lizut w swoim reportażu cytuje: "teraz różnego typu chuliganeria 
będzie
wyciągać rewelacje z teczek bezpieki". No proszę! Jak to zmienił się o 180 
stopni
kierunek ewangelicznego potępienia. "Chuliganeria" - to nie konfidenci Służby
Bezpieczeństwa, uchowaj Boże! Konfidenci to wzór cnót i "ewangelicznej 
duchowości".
"Chuliganerią" nazywani są natomiast ci, którzy usiłują powiedzieć prawdę 
swojemu
narodowi, którzy chcą przebić pracowicie wzniesiony mur "kłamstwa, żelaza i 
papieru".
Czy to ma być oferta "GW" i Ekscelencji dla "polskiego Kościoła", czy może 
raczej dla
kościoła św. Judasza?

Stanisław Michalkiewicz



=


------------------------------------------------------------------
          STOP KUPOWANIU W NIEDZIELE!!!
        Pamietaj abys dzien swiety swiecil
       Nie czyn drugiemu, co tobie nie mile
http://www.wiara.pl/tematcaly.php?idenart93259923
------------------------------------------------------------------



Odpowiedź listem elektroniczym