Andrzej Mezynski wrote:

> czesto wybieram "bufety", czyli "all you can eat". Glownie ze wzgledu na
> to, ze mozna sobie samemu dobrac potrawy - w "normalnych" restauracjach, w
> czasie zamawiania czuje sie jak w zagrywce pokerowej


inny sposob to zamowienie dania typu 'sampler' czyli po troszeczku wszystkiego.
ostatnio bylismy w kafejce srodziemnomorskiej (kuchnia grecka + armenska +
libanska +?), zadna nazwa w karcie nie kojarzyla mi sie z niczym, wiec
zamowilismy wlasnie taki sampler. kuchnia srodziemnomorska w wykonaniu kucharzy
w Berkeley to poemat, choc niektore potrawy wygladaja dziwnie i trudno
zidentyfikowac ich sklad.

np. odlozylismy na bok cos, co wygladalo i pachnialo jak deser (male prostokatne
nadziewane niby-ciasteczka), aby przekonac sie przy kawie, ze to kawaleczki
gotowanego kurczaka zawiniete w cieniutkie chrupiace ciasto (jak faworkowe),
posypane cynamonem i cukrem pudrem, czyli jak to maz podsumowal "furczaki".

m.
==

Odpowiedź listem elektroniczym