Moze nie jest to dobry moment na dowcip o Y.M. Ale co zrobie,
ze kojarzy mi sie On glownie z ta anegdotka, barwnie opowiedziana
przez Stanislawa Tyma.
Idzie Yehudi Menuhin przez Arktyke, zagubiony, tylko te swoje
wierne skrzypce w futerale pod pacha niesie. Spotyka go bialy
niedzwiedz i przed konsumpcja chce sie czegos o swojej
ofiarze dowiedziec. No to Yehudi wyciaga skrzypce i zaczyna
grac. Gra tak pieknie, ze niedzwiedziowi lzy w oczach staja,
i daruje mu zycie pod warunkiem zagrania koncertu dla calej
niedzwiedziej kolonii. Skrzykuje kompanow, ich kobiety
i dzieci, wszyscy sluchaja, klaszcza, placza, atmosfera
podniosla...Naraz wstaje jeden potezny stary niedzwiedz,
podchodzi do Menuhina, skrzypce w drebiezgi, po chwili
i skrzypek...Inne placza, krzycza, cos ty zrobil, glupku,
przeciez to Yehudi Menuhin, kto nam teraz bedzie tak
pieknie gral, kto nas tak wzruszy......
A ten niedzwiedz byl gluchy.
Andrzej Szymoszek