Lukasz Salwinski na moje obawy o probe opodatkowania internetu pisze:

> >Tego i ja sie obawiam...
> >
> >Andrzej
>
> a ja nie bo to jest zupelnie nierealne. 'internet' to nie instytucja
> ktora mozna zmusic do placenia podatkow. e-mail nie jest rozsylany
> przez jeden centralny serwer, ktory mozna kontrolowac. jak ktos zamknie
> jeden serwer to poczta polezie inna droga i tyle.

Niech sie Pan nie oszukuje. Opodatkowac mozna wszystko.

Zreszta moze nie chodzi tu o opodatkowanie, ale raczej o tzw. user fees.
Realnie patrzac nie potrzeba nawet do wprowadzenia tego wiele pomyslowosci.

> a jak ktos wpadnie
> na pomysl opodatkowania tego co przez jakis oficjalny serwer przechodzi
> to zawsze moge poloczyc sie z domu przez modem bezposrednio z adresatem
> albo z liczydlem w sasiednim kraju i wyslac co chce.

I zaplacic za polaczenie zamiejscowe. Czyli jak nie kijem, to palka.

> taka to juz jest ta przebrzydla internetowa technologia - oprocz tego, ze
> na atak nuklearny odporna ('internet' to efekt kontraktow amerykanskiego
> Department of Defense majacych na celu utworzenie zdecentralizowanego
> systemu komunikacji nieczulego na zniszczenie czesci wezlow) to jeszcze
> nie bardzo poddaje sie kontroli...

Poddaje sie, poddaje. Kontrolowany jest Pan caly czas - ile czasu spedza Pan na
necie, jakie miejsca Pan odwiedza, ile bajtow przeszlo w obie strony do i z
panskiego komputera. Mozna zablokowac sciaganie danych z pewnych adresow co
mialo juz miejsce w Kanadzie (chodzilo bodajze o jakis "anonimowy" serwer z
child pornography). Panska uwaga powyzej jest sluszna, ale nie ma sie nijak do
kontroli nad internetem - decentralizacja powieksza niezawodnosc sieci ale
nijak nie pomniejsza mechanizmow kontroli nad nia.

Andrzej

Reply via email to