Pan Szymoszek ma w jednym racje. Ma racje, ze Unia Pracy miala rodowod czesciowo solidarnosciowy. Podkreslam, czesciowo. Bo wieksza czesc jej czlonkow stanowili od poczatku byli czlonkowie PZPR zwiazani z tzw. miekkim skrzydlem tej partii. Wsrod przedsta- wicieli tego nurtu mozna wymienic: bylego sekretarza Komitetu Centralnego PZPR Marka Pola (obecnie szefa Unii Pracy), czlonka Komitetu Centralnego PZPR Tomasza Nalecza (obecnie wiceprzewodni- czacego Unii Pracy), poczatkowo Tadeusza Fiszbacha - I Sekretarza Komitetu Wojewodzkiego PZPR w Gdansku (uczestnika rozmow w stoczni w sierpniu 1980 roku), Izabelle Jaruge-Nowacka (obecnie w scislych wladzach partii), i wielu innych, mniej znanych. Czolowymi przedsta- wicielami nurtu solidarnosciowego (od poczatku bedacego w mniej- szosci) byli: Ryszard Bugaj, Zbigniew Bujak i Aleksander Malachow- ski. Dwaj pierwsi odeszli z Unii dwa lata temu, kiedy stwierdzili, ze poza ich plecami koledzy z pezetpeerowskim rodowodem podjeli scisla wspolprace z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Ryszard Bugaj, ktory zrezygnowal ze stanowiska szefa partii udzielil wywiadow, gdzie podal szokujace szczegoly tych dzialan. Po przegraniu wyborow Unia Pracy stala sie de facto przybudowka SLD, a Malachowski w kilka dni po opuszczeniu lawy poselskiej wslawil sie plomienna krytyka wysokosci poselskich diet. Polityk ten, ktoremu wczesniej prezydent Kwasniewski zaproponowal stanowisko "polskiego Gaucka" zostal w Unii Pracy. Podjal prace felietonisty w postkomunistycznym tygodniku "Przeglad Tygodniowy", w ktorym z pasja rozpoczal krytyke AWS i, co ciekawe, Unie Wolnosci, krytyke z pozycji populistycznych. Otwarcie popieral sojusz Leppera z Wiadernym z OPZZ, krytykowal Adama Michnika za to, ze "popiera glodzenie polskich dzieci", i wzywal do obalenia rzadu Jerzego Buzka. W tym czasie Unia Pracy miala w sondazach poparcie rzedu 2-5 procent. Rok temu Marek Pol wspomnial publicznie, ze Unia Pracy wystawi swojego kandydata w wyborach prezydenckich i ze zostanie nim Ale- ksander Malachowski. Po tej propozycji pozostalo jednak wspomnienie. Tydzien temu szefowie Unii Pracy oglosili wsrod swoich czlonkow tzw. wewnetrzne referendum, o ktorym pisala dosc szczegolowo prasa (m.in. Rzeczpospolita). Cytuje wiec z tej gazety : Wedlug naszych informacji 75-80 proc. czlonkow partii bioracych udzial w wewnetrznym referendum uznalo, ze UP nie powinna wystawiac wlasnego kandydata, lecz wlaczyc sie w kampanie na rzecz reelekcji urzedujacego prezy- denta. Wynik nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Zasko- czenie i niesmak czesci dzialaczy Unii Pracy wzbudzil jedynie tryb, w jakim referendum zostalo przeprowadzone, oraz list otwarty Tomasza Nalecza, wiceprzewodniczacego partii. Tryb przeprowadzania referendum okazal sie nowatorski. Poza bezposrednim glosowaniem w kolach prowadzono tez glosowanie przez telefon. List Tomasza Nalecza zostal natomiast odebrany jako agresywna i niepotrzebna agitacja na rzecz Aleksandra Kwasniewskiego. Tomasz Nalecz prze- konywal w nim swoich kolegow partyjnych, ze wyborcy Unii Pracy naleza do najbardziej zadowolonych z prezy- dentury Kwasniewskiego. W tej sytuacji byloby nierozwaz- ne zmuszac zwolennikow Unii Pracy do dokonywania wyboru miedzy kandydatem Unii Pracy a prezydentem Kwasniewskim. Nalecz dowodzil ponadto, ze wystawienie przez Unie Pracy wlasnego kandydata byloby dzialaniem na korzysc partii prawicowych, mogloby bowiem uniemozliwic zwyciestwo Aleksandra Kwasniewskiego w pierwszej turze, a tylko taki przebieg wyborow zamienilby porazke prawicy w jej kleske. "Lepiej nie kusic losu" - pisal Nalecz. Z powodu tego listu oraz sposobu przeprowadzenia referendum czesc dzialaczy Unii Pracy odniosla wrazenie, ze referen- dum bylo fikcja. Organizujac je kierownictwo chcialo osiagnac dwa cele - nie dopuscic do dyskusji o kandydacie na prezydenta podczas kongresu, lecz zepchnac ja do kol ("nie zasmiecajmy kongresu dyskusja o kandydacie na prezydenta") oraz uzasadnic decyzje, ktora zapadla wczesniej. Wiele wskazuje na to, ze poparcie Unii Pracy prezydent w zasadzie mial w kieszeni juz przed marcowym kongresem partii, choc kierownictwo Unii Pracy nie chcialo sie do tego przyznac. Z nieoficjalnych informacji wynika, ze prezydent Kwasniewski jeszcze przed kongresem partii obiecal przybyc na konwencje wyborcza Unii Pracy. Informacje podana przez pana Andrzeja Szymoszka, o tym ze "czescia postsolidarnosciowego dorobku jest fakt ze Unia Pracy poprze Ale- ksandra Kwasniewskiego" za uwazam za nieprawdziwa i mylaca. To sie nazywa nieladnie manipulacja. Z powazaniem, Krzysztof Zajac Hi, hi. No wlasnie. Jak widac z powyzszego Unia Pracy wzorem SLD (nie wspominajac o PZPR) stosuje utarte metody demokracji wewnatrzpartyjnej. To sie, wedlug nomenklatury Andrzeja, nazywa profesjonalizmem. Katarzyna