Pan Tom Kazmierski przypomnial ze:

> Rano 16 grudnia 1970r wojsko i milicja otworzyly ogien do
> robotnikow pod II Brama Stoczni Gdanskiej. Po raz pierwszy
> po kilkudniowych strajkach i ulicznych protestach w Trojmiescie
> przeciw podwyzkom cen zywnosci padli zabici.

Dodam fragment wspomnien generala brygady Stanislawa Antosa
[owczesnego szefa sztabu Pomorskiego Okregu Wojskowego] opu-
blikowanych w pracach Zbigniewa Branacha i przedrukowanych przez
krakowski "Dziennik Polski" :

  Jeszcze w Bydgoszczy dowodca POW general Jozef Kaminski
  poinformowal mnie o zezwoleniu na uzycie broni. Zapytalem, kto
  jest autorem rozkazu uzycia broni. General Kaminski powiedzial
  mi, ze to rozkaz przelozonych. Nie wymienil zadnego nazwiska,
  ani stanowiska, ale nawet nie musial. Ja przeciez sluzylem
  w wojsku wiele, wiele lat, wiec nie mialem watpliwosci, kim byli
  ci przelozeni. Domyslalem sie, ze rozkaz zostal przekazany
  przez ministra obrony narodowej. Na pismie takiej tresci rozkazu
  nie widzialem, jednak o autorze rozkazu bez trudu wnioskowalem
  na podstawie znajomosci zasad dowodzenia.

  15 grudnia o czternastej trzydziesci Grupy Operacyjna, ktorej
  dowodzenie mialem przejac zorganizowala stanowisko dowodze-
  nia w rejonie lotniska i koszar 49 pulku smiglowcow w Pruszczu
  Gdanskim. Zostalem poinformowany, ze tam mial byc sztab
  kierujacy akcja wojskowa. Na miejscu zastalem tylko Zenona
  Kliszke, bedacego wowczas czlonkiem Biura Politycznego
  KC PZPR.

  "Gdzie jest wojsko?" - zapytal. "W drodze" - odpowiedzialem.
  W trakcie krotkiej rozmowy ze mna Kliszko wrecz domagal sie,
  aby wojsko "spacyfikowalo" Gdansk. "A jak towarzysz premier
  to sobie wyobraza? - zapytalem znowu - "Bo ja osobiscie nie
  wiem jak to sie robi".

  Kliszko zaczal wowczas sie rozwodzic, jak pacyfikacje miasta
  robiono w powstaniu warszawskim. Sluchalem tych jego opowie-
  sci z poblazaniem, bo nie bylo trudno zauwazyc, ze on nie ma
  pojecia o zagadnieniu, ktore usiluje przedstawic. Tego co mowil,
  nie bralem oczywiscie powaznie.

  Kliszko bal sie jechac do Gdanska autem marki Wolga, ktorym
  dysponowal. Na jego zyczenie sformowalismy wiec konwoj, zlozony
  z transporterow opancerzonych i czolgow, a towarzysz Kliszko
  ukryl sie w jednym z wozow i bez zadnych incydentow zostal
  przemycony do Gdanska. Konkretnie do Komendy Wojewodzkiej
  MO. Byl tam juz general Chocha z Grupa Operacyjna Sztabu
  Generalnego, ktora w momencie naszego przybycia opracowala
  plan uzycia wojska dla opanowania sytuacji w miescie.

  Szef Sztabu Generalnego podczas odprawy zarzadzonej na
  godzine dwudziesta druga osobiscie postawil zadania posz-
  czegolnym jednostkom. Pierwszy zastepca ministra obrony
  Jaruzelskiego potwierdzil decyzje centrali, ze wojsko ma
  przyzwolenie na uzycie broni. Chyba wyrazil sie: "w ostatecz-
  nosci i z umiarem". Tlumaczyl, ze najpierw mialy byc oddawane
  strzaly ostrzegawcze w powietrze, a dopiero w ostatecznosci
  - w nogi.[...]

  Noca z wtorku na srode jednostki POW przystapily do wykony-
  wania postawionych zadan. Chodzilo glownie o zablokowanie
  Stoczni im. Lenina, Stoczni Polnocnej i innych obiektow w
  Gdansku. Rano okolo godziny dziewiatej, wzburzony general
  Chocha poinformowal mnie, ze zolnierze uzyli broni pod brama
  Stoczni im.Lenina. Polecil, abym natychmiast udal sie na miejsce
  zdarzenia w celu powstrzymania wojska przed dalszym uzyciem
  broni.

  Pamietam podenerwowanego wicepremiara Kociolka. Pytal:
  dlaczego zarzadzono blokade Stoczni im.Komuny Paryskiej,
  skoro on poprzez telewizje wezwal ludzi, aby we czwartek stawili
  sie do pracy. Ale ze sztabem politycznym nie mialem stycznosci.
  Kontakty z ta grupa utrzymywal general Chocha. Jak pamietam,
  sztab polityczny mial chyba taki sklad: Kliszko, Loga-Sowinski,
  Szlachcic, Slabczyk, Karkoszka, Korczynski i tak - Kociolek
  chyba, a raczej na pewno tez.

  Czekalem na zakonczenie odprawy. Zdenerwowanie nas wszyst-
  kich jeszcze bardziej wzroslo, kiedy general Chocha po jej zakon-
  czeniu oswiadczyl, ze decyzja o blokadzie pozostaje w mocy.
  Konkretnie, z nazwiska nie powiedzial, czyja to byla decyzja.
  W pospiechu zaczelismy sie zastanawiac, w jaki sposob uprzedzic
  ludzi, by nazajutrz nie szli do pracy. Postanowiono, ze rano na
  dworcach i przystankach kolejowych poprzez megafony zatrzyma
  sie ludzi.

  Rozkazy w tym zakresie zostaly wykonane, ale metoda okazala sie
  nieskuteczna. W czwartkowy ranek, okolo godziny szostej, otrzy-
  malem informacje, ze wojsko uzylo broni w poblizu gdynskiej Stoczni
  im.Komuny Paryskiej. Zameldowalem o tym szefowi Sztabu Gene-
  ralnego. Byl wsciekly. Zaczal cos sprawdzac, ustalac z kims ze
  sztabu politycznego. Nastepnie - dalej wzburzony - polecil, abym
  pojechal do Gdyni i przejal dowodzenie caloscia wojsk.

  Na moja uwage, ze przeciez tam dowodzi admiral Ludwik Janczy-
  szyn, general Chocha obrugal mnie i polecil wykonanie rozkazu.
  "Masz rozkaz zapobiec dalszemu rozlewowi krwi" - powiedzial
  tonem bardzo stanowczym, wiec nie moglem wiecej z nim
  dyskutowac.

  Nie od razu moglem pojechac do Gdyni, bo dla mnie jako szefa
  sztabu POW nie mozna bylo znalezc samochodu. Okolo dziewiatej
  dotarlem w koncu do siedziby Dowodztwa Marynarki Wojennej.
  Formalnie zadnego przekazania dowodzenia nie bylo. Prawde
  mowiac, ja do dzisiaj nie wiem, kto przede mna caloscia wojsk
  w Gdyni dowodzil. Po prostu przystapilem do dzialania, laczac
  sie telefonicznie z dowodcami jednostek w celu zorientowania
  sie w sytuacji, ktorej przeciez nie znalem.

  Ale wkrotce potem smiglowcem przylecial wiceminister MON
  gen. Korczynski i przejal dowodzenie. Odtad wykonywalem jego
  polecenia. W tym czasie, zanim zdazylem porozmawiac z
  dowodca pulku, padly nastepne strzaly. Pozniej ustalilem, ze
  tak jak poprzednio, strzelano przy kladce nad torami kolejowymi
  na przystanku stoczniowym kolejki elektrycznej.

  Potem w gmachu Wojewodzkiej Rady Narodowej uczestniczylis-
  my w naradzie, miedzy innymi z udzialem Kliszki, Logi-Sowinskiego,
  Karkoszki i chyba Kociolka, ale nie jestem pewien. Na pewno nie
  bylo juz generala Chochy. Kliszko i Korczynski wkrotce sie poze-
  gnali i odlecieli do Warszawy, a pozostali pod przewodnictwem
  Logi-Sowinskiego debatowali co zrobic z zabitymi.[...]

  Dokumentacja dotyczaca dzialan wojsk POW pozostala w Gdansku
  i Gdyni. Do Bydgoszczy przewieziona zostala jedynie znikoma jej
  czesc, ale po niedlugim czasie - na polecenie Sztabu Generalnego
  albo ministerstwa - zostala odeslana do centrali. Pozniej dochodzily
  mnie wiesci, ale to raczej w luznych calkiem nieoficjalnych rozmo-
  wach, ze dokumentacja ta miala byc zniszczona. Nie wiem jednak
  czy stalo sie tak na pewno. Polecenie o niszczeniu tak waznej
  dokumentacji wojskowej moglo przyjsc tylko z MON, ewentualnie
  ze Sztabu Generalnego.

(C) Dziennik Polski, Krakow 15 grudnia 2000.

Przekazala

Malgorzata

Odpowiedź listem elektroniczym