http://www.wirtualnapolonia.com/teksty.asp?TekstID=7717

Andrzej Kumor: Liczy się, co zostanie     2004-09-01 (00:22) Goniec, Wirtualna Polonia 
   

Jedna wielka rzeka życia płynie przez czas, ku końcu dziejów. Ludzie rodzą się i umierają, pokolenia przychodzą i odchodzą. Indywidualne postaci od czasu do czasu błyskają w nurcie, ale wkrótce nikt ich nie 
pamięta. Podróżujemy przez życie w korabiu własnego ciała, w momencie urodzenia skazani na śmierć, na odejście. Świat dany nam jest jedynie w używanie, w dzierżawę; niezależnie od tego czy jest to 
powietrze, którym oddychamy, mieszkanie, czy biżuteria. Nic nie jest prawdziwie "nasze", nic nie trwa wiecznie, niczego nie jesteśmy w stanie trwale przy sobie zatrzymać, nie możemy wstrzymać czasu.
Świadomość skończoności trwania powinna nam towarzyszyć na co dzień. Jedynie patrząc z tej perspektywy jesteśmy zdolni przykładać 
właściwą miarę do rzeczy, określać, co ważniejsze, a co mniej ważne.
Co zatem zostaje, co się liczy? O trwanie czego powinniśmy zabiegać? Otóż instytucje, to one są ważne, nie poszczególni ludzie. To one trwają z pokolenia na pokolenie, 
pozwalają zachować dorobek tych, którzy od dawna nie żyją, przekazują doświadczenie, sprawiają, że nie trzeba wyważać otwartych drzwi stoją na 
straży sprawdzonych wartości.
Dobrze byłoby, aby zawsze pamiętali o tym ci, którym instytucje powierzone są w pieczę, ci którym napompowane "ego" 
przesłania oczywisty fakt, iż oni sami są jedynie elementem całości i to zazwyczaj nie najważniejszym.
Ta świadomość potrzebna jest szczególnie Polakom i szczególnie w Polsce. Z powodu historycznych zaszłości, zaborów, okupacji, w modzie było działać przeciwko instytucjom, bo nie były nasze. Własne budowaliśmy mozolnie i pokracznie, a jeśli w ogóle powstały, zazwyczaj trwały krótko - bo znów następowała jakaś hekatomba. Jest się więc czego 
uczyć. Nie idzie to łatwo, bo jesteśmy indywidualistami i niewielu potrafi - gdy trzeba - ładnie odsuwać się w cień. Mamy większy pociąg do dzielenia się w imię prywaty, egoizmu, sobiepaństwa i pieniactwa niż do łączenia w imię dobra wspólnego. W zacietrzewieniu zawęża się nam perspektywa, gdy idziemy na dno, usiłujemy wciągnąć wszystko 
dookoła, bo po nas choćby potop Bohaterskie skłonności czasu wojny, szalone szarże i straceńcze rajdy nie przekładają się nam na ciche bohaterstwo czasu pokoju, na mądrą zapobiegliwość i budowanie fundamentów dobrobytu przyszłych pokoleń. Tego ostatniego nam brakuje, tego ostatniego uczymy się w dużych ból
ach, gdy coś już uda nam się wybudować, gdy wydaje się, że wreszcie coś mamy, od razu znajduje się ktoś, kto rozbije, podzieli i ukradnie. Proszę rozejrzeć się po Polsce, proszę rozejrzeć się wokół siebie. Ile rzeczy zniszczono, rozgrabiono, ilu rzecz nie dopilnowaliśmy i ile daliśmy sobie rozkraść.
Instytucje stanowią o sile danego narodu. Poczynając od organów administracji władzy państwowej a na bibliotekach kończąc. To dzięki nim naród jest w stanie działać w skoordynowany sposób. Słabe instytucje, słaba organizacja - to słaby naród, słaby choćby miał nawet liczną rzeszę 
bogaczy i wielkie bogactwa. Uczy nas tego nasza własna historia. Polska popadła w biedę właśnie przez upadek instytucji. Dziś zaś nie może się podźwignąć właśnie przez ich niedostatek, czy wręcz wykoślawienie. Instytucje są wytworem elit, jeśli elita jest koślawa, tak buduje instytucje by 
służyły jej "koślawym" celom. Efekt jest taki, że w instytucje zostają wbudowane elementy zabezpieczające grupowe interesy elity a nie narodu. Zwycięża grupowy egoizm nad narodową solidarnością.
Od czasu do czasu przypominajmy więc sobie i innym tę wspaniałą perspektywę naszego doczesnego życia - ono nie trwa wiecznie, ono niebawem, się skończy, nauczmy się dostrzegać 
mądrość w drodze własnego przemijania, nauczmy się troszczyć o to, co pozostanie. Co dedykuję wszystkim osobom kurczowo trzymającym się stołka, czy też szabrującym bogactwa z 
gruzów rujnowanych instytucji. Wszyscy Panie, Panowie, spotkamy się już wkrótce w tym samym miejscu, a wam wówczas będzie łyso... :))
???
Niedźwiedzia przysługa?
Dlaczego chować Miłosza na Skałce, a dlaczego nie na Wawelu? Jak szaleć, to szaleć! Dziwię się środowiskom liberalnej kato-lewicy, że nie chciały noblisty uhonorować 
kryptą wśród królów, u boku Piłsudskiego, czemuż to ograniczyli się do "skromnych" progów kościoła na Skałce? Może zabrakło imaginacji?
Z drugiej strony, czy czasem miłoszowi wielbiciele nie robią zmarłemu niedźwiedziej przysługi chowając go pośród kości zacnych Polaków? Wszak on 
nacji naszej nie lubił gotował się w sobie i kipiał w zetknięciu z polskością, zwłaszcza tą katolicką.
Nie dość, że położą poetę wśród Polaków to jeszcze w kościele, gdzie raz za razem oddaje się pokłon Matce Boskiej - wedle słów noblisty - "pogańskiej bogini". Przecież przyjdzie się naszemu 
biednemu Czesławowi Miłoszowi denerwować przez te wszystkie lata oczekiwania na sąd ostateczny, zamiast poczekać gdzieś w litewskiej izolatce, cierpiał będzie katusze rozdrażniając się w polskim kościele i to całkiem nie byle 
jakim, bo zbudowanym w miejscu męczeńskiej śmierci św. Stanisława?
Zatem czy nie lepiej byłoby dla niego samego, aby spoczął spokojnie w alei zasłużonych na 
Powązkach, gdzie znajomych ma więcej i nie tylko Polaków spotka?
Mówiąc zaś poważnie, trzeba by rzecz całą jakoś sformalizować, a jeśli już nie sformalizować, to wcześniej pomyśleć, zastanowić się, gdzie chować tych największych Polaków. Trzeba by może jakoś 
rozstrzygnąć w plebiscycie, czy takiemu Lechowi Wałęsie (daj mu Boże żyć jak najdłużej) należy się czy też nie należy wyjątkowy pochówek - kontrowersji mamy bez liku i nie wypada, by spierać się o te sprawy w chwili, gdy dana osoba 
leży już zimna na katafalku. Załatwmy to teraz, załatwmy to od ręki.
A tak nawiasem mówiąc, gdy umierał Zbigniew Herbert jeden z największych Polaków, niezłomny w swej patriotycznej postawie głos polskiego sumienia 
napominający w niezwykle trudnych czasach omamienia i moralnego zamieszania, o krypcie na Skałce nikt nie mówił. Smutne to i pokazuje jak w głowach 
namieszała liberalno lewicowa propaganda. Słaby to naród, co nie potrafi rozpoznać, i uhonorować swych najwspanialszych synów.
Czyli Miłosz, którego praca ma dla naszej narodowej tożsamości o wiele mniejsze znaczenie niż wiekopomne dzieło Herberta, będzie inspirował wycieczki szkolne na 
Skałce, zaś Herbert - cóż pozostanie, jak kiedyś za życia głosem wołającego na puszczy. Takie mamy czasy i wypadałoby w końcu coś 
sensownego w nich zrobić...
Andrzej Kumor





Odpowiedź listem elektroniczym