http://www.medianet.pl/~naszapol/0431/0431siei.php

Stracone piętnastolecie
Z dr. Pawłem Soroką, koordynatorem Polskiego Lobby Przemysłowego, rozmawia Paweł 
Siergiejczyk
0431soro.jpg
- Mija właśnie 15 lat od rozpoczęcia tzw. transformacji ustrojowej w Polsce. Co przez te 15 lat stało 
się z polską gospodarką?
- Niewątpliwie 15 lat temu istniała potrzeba zmian, przede wszystkim politycznych, ale i gospodarczych. Mimo iż była to "rewolucja odgórna", polegająca na dogadaniu się elit, to jednak taki moment historyczny stworzył szansę na wybór jakiegoś własnego, oryginalnego modelu ustrojowego. W końcu było za nami doświadczenie pierwszej "Solidarności", w której 
pojawiało się wiele ciekawych pomysłów i to z nich można było czerpać. Jednak elity okrągłostołowe, które wyłoniły rząd Tadeusza Mazowieckiego, nie zdecydowały się na żadne rodzime rozwiązania, lecz uznały, że istnieją "sprawdzone wzorce", które m.in. przywiózł do Polski Jeffrey Sachs. W ten sposób zaczęła 
się realizacja tego, co nazwano "terapią szokową". Polska gospodarka znalazła się w nowych uwarunkowaniach systemowych. Przede wszystkim nastąpiło jej otwarcie na gospodarkę światową, co niewątpliwie musiało się dokonać, ale niekoniecznie w tym tempie i skali: z jednej strony zniesiono cła i inne bariery na wiele produktó
w, a z drugiej - stworzono wielkie możliwości dla firm importowych. Poza tym rozpoczęto budowę kapitalizmu - chociaż rząd Mazowieckiego mówił jeszcze wtedy o "społecznej gospodarce rynkowej" - w kraju, w którym kapitału finansowego de facto nie było. Był natomiast kapitał materialny, czyli ogromny majątek narodowy, zbudowany przez cały naród kosztem wielu 
wyrzeczeń, tzw. masa upadłościowa po socjalizmie - jak mówili liberałowie, i ten majątek należało odpowiednio przekształcić i zagospodarować. Jako metodę przekształceń wybrano prywatyzację, której skutki - przy braku rodzimego kapitału finansowego - łatwo było przewidzieć. Jej beneficjantami stały się z jednej strony grupy stojące 
blisko władzy, a więc stara i nowa nomenklatura. Z drugiej - kapitał zagraniczny, który przejął głównie branże i przedsiębiorstwa wysokorentowne posiadające duży rynek oraz firmy strategiczne. Ten model przekształceń własnościowych nie dawał żadnych szans większości społeczeństwa, zwłaszcza środowi
skom pracowniczym. Co prawda powstało ok. 1000 spółek pracowniczych i wiele z nich całkiem nieźle sobie radzi, ale warunki dla ich tworzenia nie były dogodne. Idee 
akcjonariatu pracowniczego czy obywatelskiego przez cały czas negowano lub wręcz ośmieszano, co doprowadziło m.in. do porażki referendum uwłaszczeniowego. Ba, nawet nie 
podjęto rzetelnej dyskusji nad jakimś innym modelem przekształceń, który uwzględniałby interesy szerokich warstw społeczeństwa!
- W jakim stopniu polska gospodarka została przejęta przez kapitał zagraniczny?
- W tej chwili jest to prawie połowa gospodarki, a w niektórych dziedzinach przemysłu nawet 70-80 proc., przy czym wiele dziedzin nadal idzie w tym kierunku. Są też sektory, które zostały sprzedane w całości. Ja nie jestem przeciwnikiem kapitału zagranicznego, który niewątpliwie jest Polsce potrzebny, tyle 
że powinny to być przede wszystkim inwestycje typu greenfield, czyli "na zielonym polu" - zakłady budowane od postaw. Oczywiście zdarzały się takie inwestycje, ale w stosunku do potrzeb kraju i do przejętego majątku państwowego był to niewielki procent. Bardzo mało było też inwestycji 
wnoszących nowoczesne, wysokie technologie. Kapitał zagraniczny wchodził głównie do branż, które były rentowne i zapewniały duży, pewny rynek. Głównym motywem było opanowanie rynku i szybki zysk, nic więc dziwnego, że w całości sprzedano takie branże, jak przemysł 
tytoniowy, piwowarski, kosmetyczny, meblarski, cementowy, rolno-spożywczy (produkcja soków, słodyczy, tłuszczów itp.). Bardzo wy
mownym przykładem jest tu przemysł papierniczy: zmiana ustroju wytworzyła bardzo silne zapotrzebowanie na papier, choćby z uwagi na duży rozwój prasy, toteż jednym z pierwszych działań kapitału zagranicznego było wykupienie tej dość dobrze rozwiniętej branży w momencie, kiedy była ona zadłużona na 
skutek polityki przymuszania do prywatyzacji poprzez takie instrumenty, jak dywidenda, popiwek czy podniesienie oprocentowania kredytów. Warto przypomnieć głośną prywatyzację "za złotówkę" zakładów w Kostrzynie Wlkp., które ówczesny minister Janusz Lewandowski, dziś eurodeputowany z Platformy Obywatelskiej, 
sprzedał Szwedom tylko za długi. Podobnie zakłady papiernicze w Kwidzynie, jedne z najnowocześniejszych w Europie, które zostały sprzedane - nawet zdaniem prezesa amerykańskiej firmy, która je kupiła - za 25 proc. wartości. Trzeba przy tym pamiętać, że znaczna część sprzedawanych zakładów, np. w 
branży tytoniowej czy cementowej, była budowana w czasach Gierka za pieniądze z pożyc
zek zagranicznych. My te pożyczki i odsetki od nich spłacamy do dzisiaj, a zakładów już nie mamy, 
chociaż wiele z nich było bardzo nowoczesnych i wydajnych.
- Wspomniał Pan o branżach strategicznych, które również są przejmowane przez kapitał 
zagraniczny. Co Pan rozumie pod tym pojęciem?
- Dominujący dziś ekonomiści liberalni są przeciwni mówieniu o branżach strategicznych, ale my w Polskim Lobby Przemysłowym wypracowaliśmy spójną definicję takich branż: są to dziedziny gospodarki ważne dla bezpieczeństwa ekonomicznego i energetycznego państwa oraz takie, od których zależy 
funkcjonowanie innych dziedzin gospodarki, które dotyczą bytu każdego obywatela i mają charakter cenotwórczy. Wymieńmy tu więc przede wszystkim elektroenergetykę wraz z powiązanym z nią górnictwem węgla kamiennego i brunatnego, gazownictwo, przemysł naftowy, zbrojeniowy, ciężką chemię, koleje, ale i 
hutnictwo, które nawet rząd Suchockiej uznał za branżę strategiczną, tylko że później nic w tym kierunku nie robiono. Tymczasem hutnictwo zaopatruje przemysł zbrojeniowy, ma więc znaczenie dla obronności kraju, oraz wiele innych dziedzin, które nie są w stanie funkcjonować bez komponentów stalowych. Ale i 
tutaj sytuacja jest podobna jak z zakładami papierniczymi: odziedziczyliśmy po PRL dosyć
potężny przemysł hutniczy, który był preferowany przez tamten system, i przez ostatnie kilkanaście lat dokonywała się restrukturyzacja tej branży - nie tylko pod wpływem Unii Europejskiej, ale i same kierownictwa zakładów miały świadomość 
konieczności zmian oraz nowych inwestycji, zwłaszcza w tzw. COS-y, linie ciągłego odlewania stali, żeby sprostać konkurencji, ponieważ import w tej dziedzinie także jest ogromny. Jednak państwo nie prowadziło konsekwentnej polityki przemysłowej, bo albo nie było w 
stanie, albo nie chciało, i dlatego przez wiele lat nie przeprowadzano koniecznej konsolidacji hutnictwa w holdingi lub koncerny, a gdy ją w końcu przeprowadzono i powstał koncern Polskie Huty Stali, skupiający cztery największe podmioty, które stanowią 70 proc. rynku: huty Sendzimira, 
Katowice, Cedler i Florian, to wiceminister Andrzej Szarawarski szybko sprzedał PHS indyjsko-brytyjskiemu koncernowi LNM. Stało się to w momencie, gdy na świecie zaczęła się wielka koniunktura na st
al, wywołana m.in. ogromnymi inwestycjami w Chinach, co spowodowało, że produkcja wzrosła o kilkadziesiąt procent! Argumentem 
Szarawarskiego było zadłużenie naszego hutnictwa, dlatego LNM przejął PHS za długi, ale jest oczywiste, że przy takiej 
koniunkturze nowym inwestorom szybko się to zwróci.
- Liberałowie twierdzą, że to nieważne, kto jest właścicielem - Polak czy obcokrajowiec, tylko żeby 
dawał zatrudnienie i płacił podatki. Nie przekonuje to Pana?
- Nie. Bo jeżeli obcokrajowcy przejmują większościowe udziały w danym przedsiębiorstwie, to co dzieje się z zyskami: zostają tu czy odpływają za granicę? A podatki? Korporacje międzynarodowe, mające filie w wielu krajach, posiadły zdolność obchodzenia podatków, 
manipulowania kosztami, cenami transakcyjnymi itd. W rezultacie bardzo wiele firm, które przejęły w końcu dochodowe dziedziny naszej gospodarki, wykazuje małe dochody i odprowadza małe podatki albo wcale ich nie płaci, a nasz aparat skarbowy jest wobec nich bezsilny. Inne ważne pytanie brzmi: gdzie znajdują 
się ośrodki dyspozycji gospodarczej? Bo nie byłoby problemu, gdyby to dotyczyło niewielkich firm, lecz mówimy o branżach strategicznych, dlatego kwestia ośrodków dyspozycyjnych wydaje się kluczowa. Wielkie korporacje międzynarodowe głoszą hasło: liberalizacja - deregulacja - 
prywatyzacja, co w praktyce oznacza odebranie państwu nie tylko własności, ale i możliwości wpływania na rynek. Ale miejsce państwa chcą zaj
ąć właśnie te korporacje, które mają mocno rozbudowane mechanizmy planowania i wypracowują długofalowe strategie, tylko już w skali globalnej. Strategie krajowe zupełnie się dla nich nie liczą.
- Ale w gospodarce rynkowej dominuje przecież własność prywatna, a nie państwowa.
- To prawda, jednak w rozwiniętych systemach rynkowych sektor publiczny jest dosyć silny. W Niemczech, Austrii czy Stanach Zjednoczonych ten sektor stanowi ok. 30 proc. (a niekiedy nawet więcej) całej gospodarki. Mówiąc o sektorze publicznym, mam na myśli zarówno własność państwową, jak i samorządową czy 
komunalną, która obejmuje zwłaszcza infrastrukturę. Weźmy choćby Francję, która broni publicznego charakteru energetyki, gazownictwa czy kolejnictwa, chociaż Unia Europejska mocno naciska na liberalizację w tych dziedzinach. Tymczasem u nas już kilka lat temu wykreślono z prawa energetycznego zapis o użyteczności 
publicznej branży energetycznej, co umożliwiło rozpoczęcie jej prywatyzacji. Przyczynił się do tego poseł Zbigniew Kaniewski, późniejszy minister skarbu, który pilotował tę sprawę w Sejmie. Zresztą prywatyzacja naszych zakładów energetycznych wygląda w ten sposób, że dwa 
największe sprzedano zagranicznym firmom... państwowym lub z udziałem kapitału państwowego: wa
rszawski STOEN został przejęty przez RWE, a Górnośląski Zakład Energetyczny - przez szwedzki Viventall. Również prawie wszystkie elektrociepłownie w największych miastach sprzedawane są obcym firmom państwowym. Podobnie np. państwowy France Telecom został głównym udziałowcem w Telekomunikacji Polskiej, a żeby transakcja była bardziej "strawna", do tej sprzedaży dopuszczono też Jana Kulczyka jako "kapitał polski", oczywiście wystąpił on w typowej dla siebie roli pośrednika. Wygląda więc na to, że państwo polskie nie jest w stanie być dobrym właścicielem, skoro potrzeba tu państwowych firm z zagranicy.
- Dlaczego tak się dzieje?
- Niewątpliwie duże znaczenie ma tu nasza dziura budżetowa, którą zapełnia się wpływami z prywatyzacji. Ale to bardzo krótkowzroczna polityka, bo pieniądze za sprzedany majątek od razu są przejadane. Niestety, nie stworzono takiego mechanizmu, żeby przynajmniej część wpływów z prywatyzacji przeznaczać na modernizację przemysłu, co 
postulowało wiele środowisk, w tym Polskie Lobby Przemysłowe. Zresztą skoro jesteśmy przy dziurze budżetowej, to wymieńmy kilka jej przyczyn, które bezpośrednio wiążą się z prywatyzacją. O odpływie zysków i unikaniu płacenia podatków przez obcych inwestorów już mówiłem. Ci sami inwestorzy sprowadzają z zagranicy wiele 
potrzebnych im surowców i półproduktów np. w przemyśle samochodowym, zwiększając w ten sposób deficyt w naszym handlu zagranicznym, a także powodując upadek krajowych firm kooperujących i powiększając bezrobocie. Naszą sytuację pogarsza również sposób restrukturyzacji branż strategicznych, polegający na ograniczaniu produkcji i redu
kcji zatrudnienia. Aby uniknąć protestów społecznych, zwalnianym wypłaca się odprawy, które są finansowane z kredytów Banku Światowego, tylko że te kredyty trzeba będzie spłacać, więc nie tylko tracimy potencjał produkcyjny i likwidujemy miejsca pracy, ale i zwiększamy nasze zadłużenie.
- Czy wobec tego można powiedzieć, że ostatnie 15 lat to czas stracony dla naszej 
gospodarki?
- W dużej mierze niestety tak. Weźmy kwestię kapitału zagranicznego, którego potrzebuje każda gospodarka. Np. Chiny, które przyciągają teraz kapitał zagraniczny na ogromną skalę i jest to jedną z przyczyn ich wzrostu gospodarczego, mają w tej dziedzinie przemyślaną strategię: wpuszczają inwestorów głównie 
z nowymi technologiami lub na zasadzie greenfield i nie dopuszczają do utraty przez państwo kontroli nad branżami strategicznymi. Dlatego u nich przeważają korzyści nad stratami, podczas gdy u nas jest odwrotnie. Polska bowiem nigdy nie miała strategii przekształceń własnościowych, o czym świadczy zlekceważenie przez kolejne ekipy 
rządzące pomysłu tzw. mapy prywatyzacji, który wysunęło wiele niezależnych środowisk, w tym i my. A chodziło przecież o stworzenie długofalowej wizji tego, co może być sprywatyzowane, a co ma pozostać w rękach państwa. Taka mapa powinna zostać przyjęta przez parlament i kolejne rządy powinny tę wizję 
realizować. Dopóki nie będzie takiego dokumen
tu, to naszą prywatyzacją będą rządziły dwa czynniki: dziura budżetowa i naciski, także korupcyjne, różnych grup interesów, zwłaszcza zagranicznych, które potrafią wymuszać korzystne dla siebie decyzje.
- Dziękuję za rozmowę.
[EMAIL PROTECTED]





Odpowiedź listem elektroniczym