Re: Teraz o brykajacych serio
Zbigniew J Koziol: > On Sat, 17 Jun 2000, Witold Owoc wrote: > > > P.S. Ci co w Ameryce bywali, wiedza, ze poza srodmiesciem > > prawdziwe chodniki sa rzadkoscia. > > W Holandii sciezki rowerowe sa raczej czescia ulicy przenaczonej dla > samochodow. W Ameryce sa raczej czescia ulicy przeznaczonej dla pieszych > (ale i tak ich praktycznie nie ma w porwnaniu z tym, co w Holandii). > > zb. > W Niemczech moze byc i tak, i tak. Zwykle sciezki rowerowe naleza do chodnikow, leza blizej jezdni i roznia sie od obszarow dla pieszych czerwonym asfaltem lub czerwona kostka. Tak przynajmniej jest moim miescie. Sa tez odcinki drog, z wydzielonym przerywana linia pasem dla rowerow. Niektore skrzyzowania posiadaja dodatkowa sygnalizacje swietlna dla rowerzystow lub wspolna: dla rowerzystow i pieszych. Niestety bywa czesto, ze rowerzysci nie podporzadkowuja sie temu. "Zielone" dla cyklistow trwa krocej niz dla pojazdow mechanicznych. Wielu dwukolowcow mimo to jedzie nadal przy swoim czerwonym swietle, wykorzystujac swoja pozycje swietej krowy w Niemczech. Przez wiele lat hamowalem i przepuszczalem bezmozgowcow klnac pod nosem. Odkad jednak zostalem ojcem i na tylnym siedzeniu w foteliku, woze nastepce tronu, korzystam ze swojego przywileju kierowcy skrecajacego w prawo lub lewo i majacego "zielone". Nieraz dochodzilo na tym tle do ostrej wymiany zdan. Ostatnio z pewnym przezywajacym kryzys wieku sredniego odmladzajacym sie osobnikiem. Facet usilowal wjechac przy czerwonym na skrzyzowanie liczac na to, ze jako stajacy nizej w hierarchii wlasciciel blaszanej skrzynki, ustapie przejazdu. Ja jednak bezceremonialnie przejechalem a "odmladzajacy sie wapniak" musial ostro hamowac. Prawdopodobnie od silnego slonca poczul sie Dariuszem Michalczewskim czy innym Golota, bo skrecil za mna wymachujac i wrzeszczac. Zjechalem na pobocze, wygramolilem sie z wozu i spytalem o co chodzi. Jednosladowiec usilowal mi wmowic, ze usilowalem go zabic. Ja zas zwrocilem mu uwage, ze ewidentnie zlamal przepisy. On na to, ze my samochodziarze moglibysmy przestac uwazac sie za krolow na szosie i dac rowerzystom przejechac. Ja na to, ze wprawdzie nie urodzilem sie w Niemczech ale tez nie w Azji i przestrzegam przepisow. Potem balwan, usilowal mi jeszcze wmowic, ze mam szczescie, bo on mi to plazem pusci ale z najwieksza ochota, to by mi... . Tu wybuchnalem smiechem, bo takiego becwala dawno juz nie widzialem. Patrze sie na to zasuszone czterdziestoparoletnie chuchro na rowerze drozszym niz moj czterokolowiec i zastanawiam sie, czy walnac w pysk, czy tez dalej jechac nie zwazajac na maniaka. W koncu powiedzialem, ze ja wprawdzie emerytow nie bije ale jesli ma ochote to mozemy nasz konflikt silowo rozwiazac. Musze tylko syna z samochodu wyciagnac, zeby zobaczyl, jak tatus uczy innych korzystac z drog publicznych. Tu rowerzysta, jak to sie mowi "wymiekl" i mamroczac cos pod nosem odjechal. Ja sam, niedawno przekroczywszy wiek Chrystusowy, nieuchronnie zblizajacy sie do wieku sredniego, poruszam sie zarowno dwu- jak i jednosladem. Szczesciem dla moich bliznich nie jestem radykalnym zwolennikiem takiego czy innego sposobu poruszania. Nie przepadam tez za jakimikolwiek atakami na jezdzacych tym lub tamtym. Jestem za konsekwentnym egzekwowaniem kar za lamanie przepisow lub za wariacka jazde. Problem w tym, ze nie zawsze sie to udaje. Znany jest np. przypadek, kiedy rowerzysta przekroczyl dozwolona predkosc, zostal sfotografowany ale nie mozna go ukarac, gdyz rowery w Niemczech nie maja numerow. A tylko wlascicieli pojazdow z numerem identyfikacyjnym mozna pociagnac do odpowiedzialnosci prawnej. W Polsce tez tylko w piosence mozna bylo karac. Irek
Re: Teraz o brykajacych serio
Katarzyna Zajac: (...) > > Kiedys jak bylam z mama w Aachen jechalysmy miejskim autobusem > po kretych ulicach srodmiescia. Autobus prowadzila taka okolo > 30-letnia brunetka w okularach (obserwowalam ja, bo u nas kobiety > nie prowadza autobusow). Przed autobusem jechal srodkiem jezdni > kilkunastoletni chlopak na rowerze, ostro biorac zakrety i blokujac > jej droge. Wygladalo to bardzo niebezpiecznie, bo ona przy szyb- > kosci okolo 50 km/godz nie trzymala na tych zakretach odpowiedniego > dystansu majac go doslownie metr, dwa przed maska. To byla troche > taka zabawa miedzy zyciem i smiercia, bo ze dwa razy tego chlopaka > na zakrecie zarzucilo i za drugim razem, kiedy sie zachwial, > pasazerowie zaczeli glosno protestowac. > > Potem na przystanku jakis starszy facet zwrocil jej uwage, a ona > zupelnie spokojnie odpowiedziala, ze gdyby sie zdarzyl wypadek, > to bylaby wina rowerzysty, bo to on przekroczyl przepisy. Czyli tuz > za holenderska granica bylo juz troche inaczej. Ta pani stosowala > rygorystycznie zasade: lamiesz bratku przepisy, to twoja wina. > Ryzykujesz wlasnym zyciem, to i mozesz zginac. > (...) Pani byla troche rozezlona, wiec gadala glupstwa. Ponosilaby zapewne wine czesciowa. Podobnie, jak ja w opisywanym wczesniej incydencie. A przy takiej ilosci swiadkow, mozna by bylo zarzucic jej lekkomyslne lub celowe spowodowanie wypadku. Pod tym wzgledam w Niemczech, nie ma zmiluj sie. Naturalnie gdyby to widziala policja, chlopak zostalby surowo ukarany. (...) > Kiedys udalo mi sie na przejsciu dla pieszych w centrum Krakowa > (na ul. Pilsudskiego) prawie bezbolesnie przeskoczyc/przesliznac > po przedniej szybie nad jadacym prosto na mnie Peugeotem 306. ;-) > Troche sie tylko podrapalam przy ladowaniu. Ale od tamtego czasu > wole nie wierzyc kierowcom, ze zatrzymaja sie przed przejsciem. > Moja kolezanka w podobny sposob tez przeleciala. Jakis emeryt zajechal jej droge. Skonczylo sie przeprosinami i prezentem w postaci paprotki. Maz malo jej w domu nie pobil. I slusznie. A wlasciwie szkoda, ze tego nie zrobil. Przez nastepne tygodnie, bidulka na pupie nie mogla usiedziec, a i maz z niej pociechy nie mial. Paprotka padla po tygodniu. A wystarczyloby zawezwac policje, udac sie do adwokata i lekarza i byloby na nowy rower gorski lub na uzywany samochod. A ten balwan, ktory ja malo nie rozjechal, nauczylby sie na stare lata, ze kierowca musi miec oczy nie tylko z przodu ale tez z tylu i boku. Tak mnie przynajmniej uczono. Co do ostatniego zdania, to i ja nie ufam zbytnio kierowcom. Szczegolnie wtedy, kiedy jadac rowerem, z tylu na foteliku siedzi maly Alex. Wole na chwile przyhamowac i dopiero na znak kierowcy lub widzac wyrazne zatrzymanie pojazdu ruszam dalej. Strach pomyslec, co by bylo gdyby to na mnie wpadl jakis gamon. (...) > > Katarzyna Irek
Re: Teraz o brykajacych serio
Wlasnie przed chwila wrocilam z przejazdzki rowerowej (fajnie dzis jest, bo nie ma upalu i nie pada) z Ojcowa. Trzeba bylo wrocic wczesniej, bo musze na jutro jeszcze to i owo przygotowac. Pan Zbyszek Koziol pyta : > Nasuwa mi sie pytanie: sa te sciezki rowerowe czy ich wlasciwie > nie ma? Jaki prawnie jest status rowerzystow? W Krakowie sa w centrum, kilka lat temu poprowadzone. Przewaznie chodnikami (zaznaczone bialym pasem, ktorego juz prawie nie widac). Sama jezdze duzo na moim rowerze. Status prawny jest taki sam jak innych uzytkownikow drog - czyli rower traktowany jest jak pojazd jednosladowy. Ale jednak ja preferuje rower nie w miescie, ale na wakacjach. > Swietymi krowami na jezdni w Holandii sa wlasnie rowerzysci: > swiatla uliczne maja dla nich znaczenie wylacznie informacyjne. Piec lat temu, kiedy bylam kilka tygodni u wujka w Belgii i potem u znajomych w Holandii, sciezki rowerowe byly prawie wszedzie. I tez na to zwrocilam uwage, ze rowerzysci maja wiele przywilejow. > Kiedys rozwalilem sie o jakiegos idiote: ja na rowerze, a ten > duren wyprzedza mnie, wjezdza mi niespodziewanie na sciezke > rowerowa, i... staje jakby nigdy nic, tuz przed moim rowerem. > Wyladowalem na tylnej masce samochodu, po czym ulzylem sobie > podobnymi komentarzami jak ten rowerzysty wyzej. Kiedys jak bylam z mama w Aachen jechalysmy miejskim autobusem po kretych ulicach srodmiescia. Autobus prowadzila taka okolo 30-letnia brunetka w okularach (obserwowalam ja, bo u nas kobiety nie prowadza autobusow). Przed autobusem jechal srodkiem jezdni kilkunastoletni chlopak na rowerze, ostro biorac zakrety i blokujac jej droge. Wygladalo to bardzo niebezpiecznie, bo ona przy szyb- kosci okolo 50 km/godz nie trzymala na tych zakretach odpowiedniego dystansu majac go doslownie metr, dwa przed maska. To byla troche taka zabawa miedzy zyciem i smiercia, bo ze dwa razy tego chlopaka na zakrecie zarzucilo i za drugim razem, kiedy sie zachwial, pasazerowie zaczeli glosno protestowac. Potem na przystanku jakis starszy facet zwrocil jej uwage, a ona zupelnie spokojnie odpowiedziala, ze gdyby sie zdarzyl wypadek, to bylaby wina rowerzysty, bo to on przekroczyl przepisy. Czyli tuz za holenderska granica bylo juz troche inaczej. Ta pani stosowala rygorystycznie zasade: lamiesz bratku przepisy, to twoja wina. Ryzykujesz wlasnym zyciem, to i mozesz zginac. > ulamek sekundy przed zdarzeniem postanowilem sie zderzyc, zamiast > ryzykowac ominiecie (bylo mozliwe) nie wiedzac, czy za mna nie > jedzie samochod - nie bylo czasu na sprawdzenie; zderzylem sie > z nim z premedytacja, w sposob fachowy, hamujac do konca z calych > sil, a gdy rower byl blisko samochodu puscilem hamulec i skrecilem > kierownice, rzucajac sie z rowera szusem do przodu. O rety, nie bardzo sobie wyobrazam... Obok samochodu ? Ja na szczescie nie mialam na rowerze zadnych kontaktow z pojazda- mi samochodowymi. Czego nie mozna powiedziec o chodzeniu piechota. Kiedys udalo mi sie na przejsciu dla pieszych w centrum Krakowa (na ul. Pilsudskiego) prawie bezbolesnie przeskoczyc/przesliznac po przedniej szybie nad jadacym prosto na mnie Peugeotem 306. ;-) Troche sie tylko podrapalam przy ladowaniu. Ale od tamtego czasu wole nie wierzyc kierowcom, ze zatrzymaja sie przed przejsciem. Ale wracajac do rowerow... W lecie zeszlego roku duzo jezdzilam na rowerze z CERNu na zakupy do Francji. Tez bardzo fajnie sie tam jezdzilo, tylko pozyczony w CERNie rower nie byl w zbyt dobrym stanie ;-)W ktoras niedziele po powrocie z alpejskiej wycieczki wybralam sie z kolega wieczorem do kosciola (namowil mnie, zeby pojechac do takiego miasteczka okolo 20 km po francuskiej stronie) i przy powrocie, jak juz bylo zupelnie ciemno, strzelila mi guma (stara byla bardzo). Nie bylo rady, musialam wracac perpedes ;-) Wrocilismy do hotelu dopiero okolo 2-giej. Ale po drodze widzialam jeszcze sporo spoznionych nocnych rowerzystow. Kilku sie nawet zatrzymalo oferujac pomoc, ale moj towarzysz niedoli za kazdym razem uprzejmie dziekowal.;-) Pan Witold Owoc napisal : > Na Dzikim Zachodzie tez sa konflikty na sciezce rowerowej/ > chodniku, ofiarami (rowniez smiertelnymi) sa znow glownie piesi. > Problem jeszcze ostrzej wystepuje w Gorach Skalistych, gdzie > turysta pieszy musi __bardzo__ uwazac aby zycia nie stracic. > Z tej przyczyny praktycznie nie mozna korzystac z wielu > przepieknych szlakow. A jak jest w Tatrach? Mam nadzieje, > iz chociaz tam koniom i rowerom wstep wzbroniony. Ja po gorach lubie chodzic, a nie jezdzic. No i problem rowerzystow w polskich gorach tez wystepuje. W zeszlym roku w ktoras piekna jesienna niedziele wybralysmy sie z rodzicami ze Szczawnicy przez Prehybe na Radziejowa i z powrotem do Szczawnicy. Miedzy Prehyba i Radziejowa wyprzedzala nas cala wycieczka mlodych rowerzystow. Na szczescie na podejsciu, ale bylo dosyc wasko i trze- ba bylo sobie usiasc i poczekac. W Gorcach konie i rowery byly tez dozwolone. Teraz cos napomykaja, ze ma sie cos zmienic. W Wysokich Tatrach
Re: Teraz o brykajacych serio
On Sat, 17 Jun 2000, Witold Owoc wrote: > P.S. Ci co w Ameryce bywali, wiedza, ze poza srodmiesciem > prawdziwe chodniki sa rzadkoscia. W Holandii sciezki rowerowe sa raczej czescia ulicy przenaczonej dla samochodow. W Ameryce sa raczej czescia ulicy przeznaczonej dla pieszych (ale i tak ich praktycznie nie ma w porwnaniu z tym, co w Holandii). zb. >
Re: Teraz o brykajacych serio
Na Dzikim Zachodzie tez sa konflikty na sciezce rowerowej/chodniku, ofiarami (rowniez smiertelnymi) sa znow glownie piesi. Problem jeszcze ostrzej wystepuje w Gorach Skalistych, gdzie turysta pieszy musi __bardzo__ uwazac aby zycia nie stracic. Z tej przyczyny praktycznie nie mozna korzystac z wielu przepieknych szlakow. A jak jest w Tatrach? Mam nadzieje, iz chociaz tam koniom i rowerom wstep wzbroniony. W P.S. Ci co w Ameryce bywali, wiedza, ze poza srodmiesciem prawdziwe chodniki sa rzadkoscia.
Re: Teraz o brykajacych serio
Kasia Zajac cytujac Michala Radgowskiego z Rzeczpospolitej: > Niestety rozwija sie takze piractwo rowerowe. Pojawili sie > mlodziency bez wyobrazni, ale z piekielna sila, ktorzy > atakuja przechodniow na zageszczonych chodnikach, gdzie > wytyczono - bez sensu - sciezki rowerowe o zamazanych > granicach, takze wsrod linii sklepow, straganow i przy- > stankow autobusowych. > > Niedawno na takiej "ziemi niczyjej" przewrocil mnie > rowerowy chuligan jadacy ze znaczna szybkoscia. Wiec > padlem jak koalicja rzadowa (i w tym samym czasie), > choc bez podobnych skutkow. Kiedy oszolomiony podnio- > slem sie z blota, mlody czlowiek wrzasnal: > > Wlazles chamie na sciezke rowerowa ! > > i oddalil sie rownie szybko. Nasuwa mi sie pytanie: sa te sciezki rowerowe czy ich wlasciwe nie ma? Jaki prawnie jest status rowerzystow? To pytanie pod wplywem pobytu w Holandii: Holendrzy sa bardzo ostrozni na jezdni (kierowcy, ale i wszyscy). Wariackich zachowan z trudem by tam znalezc. Nawet wsrod mlodych kierowcow- popisywanie sie na jezdni swa sprawnoscia w kierowaniu samochodem to cos, co wlasciwie nie istnieje, bo nie jest tolerowane spolecznie przez nikogo. Ale... prawa drogowego to oni nie szanuja! Chyba nigdzie wiecej tak mocno prawo drogowe nie jest lamane (byc moze w wyjatkiem Paragwaju albo Republiki Kongo). Swietymi krowami na jezdni w Holandii sa wlasnie rowerzysci: swiatla uliczne maja dla nich znaczenie wylacznie informacyjne. Kiedys rozwalilem sie o jakiegos idiote: ja na rowerze, a ten duren wyprzedza mnie, wjezdza mi niespodziewanie na sciezke rowerowa, i... staje jakby nigdy nic, tuz przed moim rowerem. Wyladowalem na tylnej masce samochodu, po czym ulzylem sobie podobnymi komentarzami jak ten rowerzysty wyzej. Facet nie mial szans - stawanie na sciezce dla rowerow jest absolutnie niedozwolone - mial szczescie, ze nikomu (ani mi, ani mojemu rowerowi, ani samochodowi) nic sie nie stalo. Nie majac mozliwosci wyboru na ulamek sekundy przed zdarzeniem postanowilem sie zderzyc, zamiast ryzykowac ominiecie (bylo mozliwe) nie wiedzac, czy za mna nie jedzie samochod - nie bylo czasu na sprawdzenie; zderzylem sie z nim z premedytacja, w sposob fachowy, hamujac do konca z calych sil, a gdy rower byl blisko samochodu puscilem hamulec i skrecilem kierownice, rzucajac sie z rowera szusem do przodu. zb.
Teraz o brykajacych serio
Piraci drogowi uderzaja znienacka i uciekaja z pola bitwy zostawiajac za soba trupy. Poniewaz drogi sa zatloczone, piraci atakuja takze na chodnikach, by ominac korki i ustawic sie na zaimprowizowanych parkingach. Niektorzy kierowcy twierdza, ze istnieja rowniez piraci piesi, ktorzy wlaza na jezdnie w niedozwolonych miejscach dezorganizujac ruch uliczny. Jednakze ich "wyposazenie techniczne" jest slabe - w lancuchu poruszajacych sie przedmiotow pieszy tkwi na samym dole za tirem, cieza- rowka, osobowka, motorem, rowerem, wyprzedzajac moze tylko kota i mysz.[...] Niestety rozwija sie takze piractwo rowerowe. Pojawili sie mlodziency bez wyobrazni, ale z piekielna sila, ktorzy atakuja przechodniow na zageszczonych chodnikach, gdzie wytyczono - bez sensu - sciezki rowerowe o zamazanych granicach, takze wsrod linii sklepow, straganow i przy- stankow autobusowych. Niedawno na takiej "ziemi niczyjej" przewrocil mnie rowerowy chuligan jadacy ze znaczna szybkoscia. Wiec padlem jak koalicja rzadowa (i w tym samym czasie), choc bez podobnych skutkow. Kiedy oszolomiony podnio- slem sie z blota, mlody czlowiek wrzasnal: Wlazles chamie na sciezke rowerowa ! i oddalil sie rownie szybko. Przypomnialem sobie, ze wlasnie wczoraj toczylem spor z pewna znajoma, ktora powiedziala, ze rowerzysci sa zmora jej spacerow po miescie i parku, bo zamiast patrzec na przyrode, musi sie wciaz rozgladac na boki. Ja zas entu- zjastycznie wypowiedzialem sie na temat budowy sciezek rowerowych. Teraz, troche jeszcze utytlany, nie bylem juz tak pewien swego stanowiska. Jak malodusznie i pod wplywem chwili czlowiek moze zmieniac swe poglady! (C) Michal Radgowski, Rzeczpospolita, Plus/Minus, 17-18.06.2000