Re: Teraz o brykajacych serio

2000-06-18 Wątek Irek Zablocki

Zbigniew J Koziol:

> On Sat, 17 Jun 2000, Witold Owoc wrote:
>
> > P.S. Ci co w Ameryce bywali, wiedza, ze poza srodmiesciem
> >  prawdziwe chodniki sa rzadkoscia.
>
> W Holandii sciezki rowerowe sa raczej czescia ulicy przenaczonej dla
> samochodow. W Ameryce sa raczej czescia ulicy przeznaczonej dla pieszych
> (ale i tak ich praktycznie nie ma w porwnaniu z tym, co w Holandii).
>
> zb.
>
W Niemczech moze byc i tak, i tak. Zwykle sciezki rowerowe naleza do chodnikow,
leza blizej jezdni i roznia sie od obszarow dla pieszych czerwonym asfaltem lub
czerwona kostka. Tak przynajmniej jest moim miescie. Sa tez odcinki drog, z
wydzielonym przerywana linia pasem dla rowerow. Niektore skrzyzowania posiadaja
dodatkowa sygnalizacje swietlna dla rowerzystow lub wspolna: dla rowerzystow i
pieszych. Niestety bywa czesto, ze rowerzysci nie podporzadkowuja sie temu.
"Zielone" dla cyklistow trwa krocej niz dla pojazdow mechanicznych. Wielu
dwukolowcow mimo to jedzie nadal przy swoim czerwonym swietle, wykorzystujac
swoja pozycje swietej krowy w Niemczech. Przez wiele lat hamowalem i
przepuszczalem bezmozgowcow klnac pod nosem. Odkad jednak zostalem ojcem i na
tylnym siedzeniu w foteliku, woze nastepce tronu, korzystam ze swojego
przywileju kierowcy skrecajacego w prawo lub lewo i majacego "zielone". Nieraz
dochodzilo na tym tle do ostrej wymiany zdan. Ostatnio z pewnym przezywajacym
kryzys wieku sredniego odmladzajacym sie osobnikiem. Facet usilowal wjechac przy
czerwonym na skrzyzowanie liczac na to, ze jako stajacy nizej w hierarchii
wlasciciel blaszanej skrzynki, ustapie przejazdu. Ja jednak bezceremonialnie
przejechalem a "odmladzajacy sie wapniak" musial ostro hamowac. Prawdopodobnie
od silnego slonca poczul sie Dariuszem Michalczewskim czy innym Golota, bo
skrecil za mna wymachujac i wrzeszczac. Zjechalem na pobocze, wygramolilem sie z
wozu i spytalem o co chodzi. Jednosladowiec usilowal mi wmowic, ze usilowalem go
zabic. Ja zas zwrocilem mu uwage, ze ewidentnie zlamal przepisy. On na to, ze my
samochodziarze moglibysmy przestac uwazac sie za krolow na szosie i dac
rowerzystom przejechac. Ja na to, ze wprawdzie nie urodzilem sie w Niemczech ale
tez nie w Azji i przestrzegam przepisow. Potem balwan, usilowal mi jeszcze
wmowic, ze mam szczescie, bo on mi to plazem pusci ale z najwieksza ochota, to
by mi... . Tu wybuchnalem smiechem, bo takiego becwala dawno juz nie widzialem.
Patrze sie na to zasuszone czterdziestoparoletnie chuchro na rowerze drozszym
niz moj czterokolowiec i zastanawiam sie, czy walnac w pysk, czy tez dalej
jechac nie zwazajac na maniaka. W koncu powiedzialem, ze ja wprawdzie emerytow
nie bije ale jesli ma ochote to mozemy nasz konflikt silowo rozwiazac. Musze
tylko syna z samochodu wyciagnac, zeby zobaczyl, jak tatus uczy innych korzystac
z drog publicznych. Tu rowerzysta, jak to sie mowi "wymiekl" i mamroczac cos pod
nosem odjechal.
Ja sam, niedawno przekroczywszy wiek Chrystusowy, nieuchronnie zblizajacy sie do
wieku sredniego, poruszam sie zarowno dwu- jak i jednosladem. Szczesciem dla
moich bliznich nie jestem radykalnym zwolennikiem takiego czy innego sposobu
poruszania. Nie przepadam tez za jakimikolwiek atakami na jezdzacych tym lub
tamtym. Jestem za konsekwentnym egzekwowaniem kar za lamanie przepisow lub za
wariacka jazde. Problem w tym, ze nie zawsze sie to udaje. Znany jest np.
przypadek, kiedy rowerzysta przekroczyl dozwolona predkosc, zostal
sfotografowany ale nie mozna go ukarac, gdyz rowery w Niemczech nie maja
numerow. A tylko wlascicieli  pojazdow z numerem identyfikacyjnym mozna
pociagnac do odpowiedzialnosci prawnej. W Polsce tez tylko w piosence mozna bylo
karac.

Irek



Re: Teraz o brykajacych serio

2000-06-18 Wątek Irek Zablocki

Katarzyna Zajac:
(...)
>
> Kiedys jak bylam z mama w Aachen jechalysmy miejskim autobusem
> po kretych ulicach srodmiescia. Autobus prowadzila taka okolo
> 30-letnia brunetka w okularach (obserwowalam ja, bo u nas kobiety
> nie prowadza autobusow). Przed autobusem jechal srodkiem jezdni
> kilkunastoletni chlopak na rowerze, ostro biorac zakrety i blokujac
> jej droge. Wygladalo to bardzo niebezpiecznie, bo ona przy szyb-
> kosci okolo 50 km/godz nie trzymala na tych zakretach odpowiedniego
> dystansu majac go doslownie metr, dwa przed maska. To byla troche
> taka zabawa miedzy zyciem i smiercia, bo ze dwa razy tego chlopaka
> na zakrecie zarzucilo i za drugim razem, kiedy sie zachwial,
> pasazerowie zaczeli glosno protestowac.
>
> Potem na przystanku jakis starszy facet zwrocil jej uwage, a ona
> zupelnie spokojnie odpowiedziala, ze gdyby sie zdarzyl wypadek,
> to bylaby wina rowerzysty, bo to on przekroczyl przepisy. Czyli tuz
> za holenderska granica bylo juz troche inaczej. Ta pani stosowala
> rygorystycznie zasade: lamiesz bratku przepisy, to twoja wina.
> Ryzykujesz wlasnym zyciem, to i mozesz zginac.
>
(...)
Pani byla troche rozezlona, wiec gadala glupstwa. Ponosilaby zapewne wine
czesciowa. Podobnie, jak ja w opisywanym wczesniej incydencie. A przy takiej
ilosci swiadkow, mozna by bylo zarzucic jej lekkomyslne lub celowe spowodowanie
wypadku. Pod tym wzgledam w Niemczech, nie ma zmiluj sie. Naturalnie gdyby to
widziala policja, chlopak zostalby surowo ukarany.

(...)
> Kiedys udalo mi sie na przejsciu dla pieszych w centrum Krakowa
> (na ul. Pilsudskiego) prawie bezbolesnie przeskoczyc/przesliznac
> po przedniej szybie nad jadacym prosto na mnie Peugeotem 306. ;-)
> Troche sie tylko podrapalam przy ladowaniu. Ale od tamtego czasu
> wole nie wierzyc kierowcom, ze zatrzymaja sie przed przejsciem.
>
Moja kolezanka w podobny sposob tez przeleciala. Jakis emeryt zajechal jej
droge. Skonczylo sie przeprosinami i prezentem w postaci paprotki. Maz malo jej
w domu nie pobil. I slusznie. A wlasciwie szkoda, ze tego nie zrobil. Przez
nastepne tygodnie, bidulka na pupie nie mogla usiedziec, a i maz z niej pociechy
nie mial. Paprotka padla po tygodniu. A wystarczyloby zawezwac policje, udac sie
do adwokata i lekarza i byloby na nowy rower gorski lub na uzywany samochod. A
ten balwan, ktory ja malo nie rozjechal, nauczylby sie na stare lata, ze
kierowca musi miec oczy nie tylko z przodu ale tez z tylu i boku. Tak mnie
przynajmniej uczono.
Co do ostatniego zdania, to i ja nie ufam zbytnio kierowcom. Szczegolnie wtedy,
kiedy jadac rowerem, z tylu na foteliku siedzi maly Alex. Wole na chwile
przyhamowac i dopiero na znak kierowcy lub widzac wyrazne zatrzymanie pojazdu
ruszam dalej. Strach pomyslec, co by bylo gdyby to na mnie wpadl jakis gamon.
(...)
>
> Katarzyna

Irek



Re: Teraz o brykajacych serio

2000-06-18 Wątek Katarzyna Zajac

Wlasnie przed chwila wrocilam z przejazdzki rowerowej (fajnie dzis
jest, bo nie ma upalu i nie pada) z Ojcowa. Trzeba bylo wrocic
wczesniej, bo musze na jutro jeszcze to i owo przygotowac.
Pan Zbyszek Koziol pyta :

> Nasuwa mi sie pytanie: sa te sciezki rowerowe czy ich wlasciwie
> nie ma? Jaki prawnie jest status rowerzystow?

W Krakowie sa w centrum, kilka lat temu poprowadzone. Przewaznie
chodnikami (zaznaczone bialym pasem, ktorego juz prawie nie widac).
Sama jezdze duzo na moim rowerze. Status prawny jest taki sam jak
innych uzytkownikow drog - czyli rower traktowany jest jak pojazd
jednosladowy. Ale jednak ja preferuje rower nie w miescie, ale
na wakacjach.

> Swietymi krowami na jezdni w Holandii sa wlasnie rowerzysci:
> swiatla uliczne maja dla nich znaczenie wylacznie informacyjne.

Piec lat temu, kiedy bylam kilka tygodni u wujka w Belgii i potem
u znajomych w Holandii, sciezki rowerowe byly prawie wszedzie.
I tez na to zwrocilam uwage, ze rowerzysci maja wiele przywilejow.

> Kiedys rozwalilem sie o jakiegos idiote: ja na rowerze, a ten
> duren wyprzedza mnie, wjezdza mi niespodziewanie na sciezke
> rowerowa, i... staje jakby nigdy nic, tuz przed moim rowerem.
> Wyladowalem na tylnej masce samochodu, po czym ulzylem sobie
> podobnymi komentarzami jak ten rowerzysty wyzej.

Kiedys jak bylam z mama w Aachen jechalysmy miejskim autobusem
po kretych ulicach srodmiescia. Autobus prowadzila taka okolo
30-letnia brunetka w okularach (obserwowalam ja, bo u nas kobiety
nie prowadza autobusow). Przed autobusem jechal srodkiem jezdni
kilkunastoletni chlopak na rowerze, ostro biorac zakrety i blokujac
jej droge. Wygladalo to bardzo niebezpiecznie, bo ona przy szyb-
kosci okolo 50 km/godz nie trzymala na tych zakretach odpowiedniego
dystansu majac go doslownie metr, dwa przed maska. To byla troche
taka zabawa miedzy zyciem i smiercia, bo ze dwa razy tego chlopaka
na zakrecie zarzucilo i za drugim razem, kiedy sie zachwial,
pasazerowie zaczeli glosno protestowac.

Potem na przystanku jakis starszy facet zwrocil jej uwage, a ona
zupelnie spokojnie odpowiedziala, ze gdyby sie zdarzyl wypadek,
to bylaby wina rowerzysty, bo to on przekroczyl przepisy. Czyli tuz
za holenderska granica bylo juz troche inaczej. Ta pani stosowala
rygorystycznie zasade: lamiesz bratku przepisy, to twoja wina.
Ryzykujesz wlasnym zyciem, to i mozesz zginac.

> ulamek sekundy przed zdarzeniem postanowilem sie zderzyc, zamiast
> ryzykowac ominiecie (bylo mozliwe) nie wiedzac, czy za mna nie
> jedzie samochod - nie bylo czasu na sprawdzenie; zderzylem sie
> z nim z premedytacja, w sposob fachowy, hamujac do konca z calych
> sil, a gdy rower byl blisko samochodu puscilem hamulec i skrecilem
> kierownice, rzucajac sie z rowera szusem do przodu.

O rety, nie bardzo sobie wyobrazam... Obok samochodu ?
Ja na szczescie nie mialam na rowerze zadnych kontaktow z pojazda-
mi samochodowymi. Czego nie mozna powiedziec o chodzeniu piechota.
Kiedys udalo mi sie na przejsciu dla pieszych w centrum Krakowa
(na ul. Pilsudskiego) prawie bezbolesnie przeskoczyc/przesliznac
po przedniej szybie nad jadacym prosto na mnie Peugeotem 306. ;-)
Troche sie tylko podrapalam przy ladowaniu. Ale od tamtego czasu
wole nie wierzyc kierowcom, ze zatrzymaja sie przed przejsciem.

Ale wracajac do rowerow...

W lecie zeszlego roku duzo jezdzilam na rowerze z CERNu na zakupy do
Francji. Tez bardzo fajnie sie tam jezdzilo, tylko pozyczony w CERNie
rower nie byl w zbyt dobrym stanie ;-)W ktoras niedziele po powrocie z
alpejskiej wycieczki wybralam sie z kolega wieczorem do kosciola
(namowil mnie, zeby pojechac do takiego miasteczka okolo 20 km po
francuskiej stronie) i przy powrocie, jak juz bylo zupelnie ciemno,
strzelila mi guma (stara byla bardzo). Nie bylo rady, musialam wracac
perpedes ;-) Wrocilismy do hotelu dopiero okolo 2-giej. Ale po drodze
widzialam jeszcze sporo spoznionych nocnych rowerzystow. Kilku sie
nawet zatrzymalo oferujac pomoc, ale moj towarzysz niedoli za kazdym
razem uprzejmie dziekowal.;-)

Pan Witold Owoc napisal :

> Na Dzikim Zachodzie tez sa konflikty na sciezce rowerowej/
> chodniku, ofiarami (rowniez smiertelnymi) sa znow glownie piesi.
> Problem jeszcze ostrzej wystepuje w Gorach Skalistych, gdzie
> turysta pieszy musi __bardzo__ uwazac aby zycia nie stracic.
> Z tej przyczyny praktycznie nie mozna korzystac z wielu
> przepieknych szlakow. A jak jest w Tatrach? Mam nadzieje,
> iz chociaz tam koniom i rowerom wstep wzbroniony.

Ja po gorach lubie chodzic, a nie jezdzic.

No i problem rowerzystow w polskich gorach tez wystepuje. W zeszlym
roku w ktoras piekna jesienna niedziele wybralysmy sie z rodzicami
ze Szczawnicy przez Prehybe na Radziejowa i z powrotem do Szczawnicy.
Miedzy Prehyba i Radziejowa wyprzedzala nas cala wycieczka mlodych
rowerzystow. Na szczescie na podejsciu, ale bylo dosyc wasko i trze-
ba bylo sobie usiasc i poczekac. W Gorcach konie
i rowery byly tez dozwolone. Teraz cos napomykaja, ze ma sie
cos zmienic.

W Wysokich Tatrach

Re: Teraz o brykajacych serio

2000-06-17 Wątek Zbigniew J Koziol

On Sat, 17 Jun 2000, Witold Owoc wrote:

> P.S. Ci co w Ameryce bywali, wiedza, ze poza srodmiesciem
>  prawdziwe chodniki sa rzadkoscia.

W Holandii sciezki rowerowe sa raczej czescia ulicy przenaczonej dla
samochodow. W Ameryce sa raczej czescia ulicy przeznaczonej dla pieszych
(ale i tak ich praktycznie nie ma w porwnaniu z tym, co w Holandii).

zb.

>



Re: Teraz o brykajacych serio

2000-06-17 Wątek Witold Owoc

Na Dzikim Zachodzie tez sa konflikty na sciezce rowerowej/chodniku,
ofiarami (rowniez smiertelnymi) sa znow glownie piesi.
Problem jeszcze ostrzej wystepuje w Gorach Skalistych, gdzie
turysta pieszy musi __bardzo__ uwazac aby zycia nie stracic.
Z tej przyczyny praktycznie nie mozna korzystac z wielu
przepieknych szlakow. A jak jest w Tatrach? Mam nadzieje,
iz chociaz tam koniom i rowerom wstep wzbroniony.

W

P.S. Ci co w Ameryce bywali, wiedza, ze poza srodmiesciem
 prawdziwe chodniki sa rzadkoscia.



Re: Teraz o brykajacych serio

2000-06-17 Wątek Zbigniew J Koziol

Kasia Zajac cytujac Michala Radgowskiego z Rzeczpospolitej:

>   Niestety rozwija sie takze piractwo rowerowe. Pojawili sie
>   mlodziency bez wyobrazni, ale z piekielna sila, ktorzy
>   atakuja przechodniow na zageszczonych chodnikach, gdzie
>   wytyczono - bez sensu - sciezki rowerowe o zamazanych
>   granicach, takze wsrod linii sklepow, straganow i przy-
>   stankow autobusowych.
>
>   Niedawno na takiej "ziemi niczyjej" przewrocil mnie
>   rowerowy chuligan jadacy ze znaczna szybkoscia. Wiec
>   padlem jak koalicja rzadowa (i w tym samym czasie),
>   choc bez podobnych skutkow. Kiedy oszolomiony podnio-
>   slem sie z blota, mlody czlowiek wrzasnal:
>
> Wlazles chamie na sciezke rowerowa !
>
>   i oddalil sie rownie szybko.

Nasuwa mi sie pytanie: sa te sciezki rowerowe czy ich wlasciwe nie ma? Jaki
prawnie jest status rowerzystow?

To pytanie pod wplywem pobytu w Holandii: Holendrzy sa bardzo ostrozni na
jezdni (kierowcy, ale i wszyscy). Wariackich zachowan z trudem by tam
znalezc. Nawet wsrod mlodych kierowcow- popisywanie sie na jezdni swa
sprawnoscia w kierowaniu samochodem to cos, co wlasciwie nie istnieje, bo
nie jest tolerowane spolecznie przez nikogo. Ale... prawa drogowego to oni
nie szanuja! Chyba nigdzie wiecej tak mocno prawo drogowe nie jest lamane
(byc moze w wyjatkiem Paragwaju albo Republiki Kongo). Swietymi krowami na
jezdni w Holandii sa wlasnie rowerzysci: swiatla uliczne maja dla nich
znaczenie wylacznie informacyjne.

Kiedys rozwalilem sie o jakiegos idiote: ja na rowerze, a ten duren
wyprzedza mnie, wjezdza mi niespodziewanie na sciezke rowerowa, i... staje
jakby nigdy nic, tuz przed moim rowerem. Wyladowalem na tylnej masce
samochodu, po czym ulzylem sobie podobnymi komentarzami jak ten rowerzysty
wyzej. Facet nie mial szans - stawanie na sciezce dla rowerow jest
absolutnie niedozwolone - mial szczescie, ze nikomu (ani mi, ani mojemu
rowerowi, ani samochodowi) nic sie nie stalo. Nie majac mozliwosci wyboru na
ulamek sekundy przed zdarzeniem postanowilem sie zderzyc, zamiast ryzykowac
ominiecie (bylo mozliwe) nie wiedzac, czy za mna nie jedzie samochod - nie
bylo czasu na sprawdzenie; zderzylem sie z nim z premedytacja, w sposob
fachowy, hamujac do konca z calych sil, a gdy rower byl blisko samochodu
puscilem hamulec i skrecilem kierownice, rzucajac sie z rowera szusem do
przodu.

zb.



Teraz o brykajacych serio

2000-06-17 Wątek Katarzyna Zajac

  Piraci drogowi uderzaja znienacka i uciekaja z pola bitwy
  zostawiajac za soba trupy. Poniewaz drogi sa zatloczone,
  piraci atakuja takze na chodnikach, by ominac korki i
  ustawic sie na zaimprowizowanych parkingach.

  Niektorzy kierowcy twierdza, ze istnieja rowniez piraci
  piesi, ktorzy wlaza na jezdnie w niedozwolonych miejscach
  dezorganizujac ruch uliczny. Jednakze ich "wyposazenie
  techniczne" jest slabe - w lancuchu poruszajacych sie
  przedmiotow pieszy tkwi na samym dole za tirem, cieza-
  rowka, osobowka, motorem, rowerem, wyprzedzajac moze
  tylko kota i mysz.[...]

  Niestety rozwija sie takze piractwo rowerowe. Pojawili sie
  mlodziency bez wyobrazni, ale z piekielna sila, ktorzy
  atakuja przechodniow na zageszczonych chodnikach, gdzie
  wytyczono - bez sensu - sciezki rowerowe o zamazanych
  granicach, takze wsrod linii sklepow, straganow i przy-
  stankow autobusowych.

  Niedawno na takiej "ziemi niczyjej" przewrocil mnie
  rowerowy chuligan jadacy ze znaczna szybkoscia. Wiec
  padlem jak koalicja rzadowa (i w tym samym czasie),
  choc bez podobnych skutkow. Kiedy oszolomiony podnio-
  slem sie z blota, mlody czlowiek wrzasnal:

Wlazles chamie na sciezke rowerowa !

  i oddalil sie rownie szybko.

  Przypomnialem sobie, ze wlasnie wczoraj toczylem spor
  z pewna znajoma, ktora powiedziala, ze rowerzysci sa zmora
  jej spacerow po miescie i parku, bo zamiast patrzec na
  przyrode, musi sie wciaz rozgladac na boki. Ja zas entu-
  zjastycznie wypowiedzialem sie na temat budowy sciezek
  rowerowych.

  Teraz, troche jeszcze utytlany, nie bylem juz tak pewien
  swego stanowiska. Jak malodusznie i pod wplywem chwili
  czlowiek moze zmieniac swe poglady!

(C) Michal Radgowski, Rzeczpospolita, Plus/Minus, 17-18.06.2000