On Wed, 6 Jan 1999 03:21:04 -0700, Andrew Kobos wrote:

>
>  Uta ma racje. Rozbudowalbym to nieco.
>
>  Sens ma rzeczywiscie duma, jednostki czy zbiorowosci, z
>wlasnych osiagniec. Dodalbym tu jeszcze, co moze jest zawarte w
>terminie "wlasne osiagniecia", ale warto to wyodrebnic. Chodzi o
>dume z wlasnych decyzji (moze nawet mniej jest wazne czy
>slusznych czy nie), ale jezeli sa trudne, niebezpieczne,
>owocujace w powazne skutki, to jest byc z czego dumnym.
>Dumnym mozna byc z jakiejs wlasnej hierarchii wartosci,
>priorytetow, powiedzmy nawet honoru, razem z tego, na co sie ma
>wlasny wplyw.
>
>Oczywiscie nie wiem, jak Pani Nawrocka definiuje dume, nie chce
>mi sie o 3 rano patrzec do slownika czy encyklopedii, ale tak jak
>opisuje to ona (duma z wymiawianej przez Francuzow
>"Solidarnosci", moze jeszcze i wspomnien o Pani Walewskiej), to
>dla mnie nie jest duma. Owszem, jest to mile, jest to takie (Uta,
>znasz to slowo?) podbechtanie wlasnego ego z powodu rzeczywiscie
>przypadkowej (nie wybieralismy tego) przynaleznosci do grupy
>etnicznej z urodzenia. Ale zeby duma?
>

W sumie macie chyba oboje racje. Ustepuje z okreslenia "poczucie
dumy" na odczucie moralnego poparcia, satysfakcji, ulgi,
zadowolenia, radosci, gdy widze postawy rodakow, ktore sama
szanuje i uwazam za sluszne. Zgoda, jest wiec to tylko
podbechtanie wlasnego ego.:)


Magda N

Odpowiedź listem elektroniczym