Nie osmielilbym wtracac do rozmowy mieszkanki Krakowa z mieszkancem
Wroclawia o niuansach polityki polskiej. Byloby to jak udzial slepca w
dyskusji o kolorach. Moge jednak wyznac ktore z dwojga dyskutantow, a do
obu zywie od dawna szczera sympatie, opowiada o tych kolorach w sposob
bardziej przekonywujacy. No wiec tym razem moje preferencje ukladaja sie
powiedzmy ze alfabetycznie.

Moge tez dodac ze nie podobal mi sie fragment z Orlosia gdzie wypowiadal
sie o Chile i Hiszpanii. Ale nie bede sie nad tym rozwodzic i nie zachecam
do dyskusji - temat Pinocheta byl sie juz ogral.

Dorzyce natomiast anegdotke z przeszlosci. Z nazwuiskiem Orlosie spodkalem
sie po raz pierwszy (i prawie ze ostatni) gdzies w polowie lat
siedemdziesiatych. Zrodlo ktore w dowod zaufania pozyczalo nam czasem
ksiazki Bilblioteki Kultury: Gulag, powiesci Stalinskiego (kto to taki
Koteczku?, mysmy zreszta tez wtedy nie wiedzieli) wreczylo nam kiedys
powiesc Orlosia. Nazywalo sie to Melina czy jakos podobnie. Ksiazka dosc
zjadliwie antyrezimowa, dosc zjadliwy obraz prowincjonalnej rzeczywistosci.
Nie powiem doczytalem do konca, bo szarej ksiazeczce ILP, przeszmuglowanej
przez kogos jesli juz nie z narazeniem zycia to jednak wolnosci, nie
nalezal sie jakis szacunek. Ale doprawdy nie byla to dobra literatura. Choc
trzeba przyznac: wydana byla pod wlasnym nazwiskiem a autor mieszkal chyba
wtedy w Polsce.

No i to tyle PRLowych wspomnien ma dzisiaj.

Michal Niewiadomski

Reply via email to