At 11:25 PM 6/3/99 +0200, you wrote:
>On Mon, 31 May 1999 11:39:04 -0600, Izabela Bozek wrote:
>
>>
>>Niezwykle optymistyczny i piekny jest poglad
>>Herlinga-Grudzinskiego i nie ma powodu, by mu sie przeciwstawiac.
>>Oczywiscie, ze w kazdym czlowieku jest, a przynajmniej powinno
>>byc "twarde jadro". Niemniej jednak, z odleglej persektywy trudno
>>zauwazac szara i nieprzyjemna rzeczywistosc.
>>Otoz, niezmiernie malo bylo tych "niezlomnych" do konca,
>>nieskalanych i nieprzekupnych. I nie mam tu na mysli jakiegos
>>aktu skundlenia sie w postaci wspolpracy z systemem, czy poddania
>>sie w sensie moralnym , podeptania wartosci, ba, namawiania
>>innych do zmiany myslenia. Mozna bylo sie bronic do "ostatniej
>>krwi", w swoim pojeciu pozostawac wlasnie niezlomnym.
>>Ale fakt, ze zyjac w systemie oddychalo sie skazonym powietrzem,
>>sprawial ze niezaleznie od wlasnej woli adaptowalo sie do
>>sytuacji. Wstawanie o czwartej rano do kolejki po mieso bylo
>>aktem poddania sie, czy sie tego chce czy nie.
>>
>
>Zgadzam sie, calkowicie z Toba, Izabelo, to jadro czyli jakis
>wstret do oportunizmu, zachowanie wiernosci samemu sobie,
>trzymanie sie wartosci, ktore uznalo sie za priorytetowe - wbrew i
>na przekor! - to bardzo piekna sprawa. I wydaje mi sie, ze w
>czasach komunistycznego nacisku to nasze "jadro" zostalo poddane
>trudnej probie. Jedni je porzucali, ciagnac profity z przyzwolenia
>na manipulacje swoja osoba, inni stawali sie jeszcze bardziej
>zatwardziali. Wszyscy jednak bylismy az po uszy zanurzeni w tym
>systemie i swieta racje masz, mowiac, ze realia tamtego zycia
>bombardowaly nas zewszad i w jakims sensie skazaly.
>
>Mysle nawet, ze czym silniejszy byl opor, tym wiekszy nacisk ze
>strony rezimu. Jestes "nie po linii" (czytaj: partynej), nie damy
>ci mieszkania, talonu na samochod, zagranicznego stypendium, itd.
>Trudna proba dla "jadra". Zeby moc przezyc, nie wchodzac
>jednoczesnie w ich gre, zmuszani bylismy do lawirowania, uciekania
>sie do lapowkarstwa albo jakze popularnego w tym czasie tak
>zwanego kombinowania.
>
>Prawie nic nie dzialo sie zwyczajnie i po prostu - jak w kazdym
>innym - "normalnym" kraju. Bylas "nie po linii", dostalas guzik,
>nie mieszkanie i zmuszona bylas wynajmowac je od kogos, kto
>nieleganie posiadal az dwa albo i trzy. Chcialas kawalek zylowatej
>cieleciny dla dziecka, przywolywalas babe, ktora nielegalnie
>ukatrupila swojego cialaka. Potrzebowalas szybkiej interwencji
>fachowca do jakiegos zepsutego sprzetu, wbrew sobie, dawalas mu w
>lape, bo inaczej, skubany, jesli byl tylko przywolany "z urzedu"
>odwalil ci taka chalture, ze po kilku godzinach niby naprawiony
>sprzet znow wysiadal i znajdywalas sie w punkcie wyjscia.
>
>Jak czesto w tamtych latach slyszalo sie takie wyrazenia: to sie
>da zalatwic, skombinuje ci te czesc, znam takiego jednego, co ci
>to zrobi i nie zdziera zbyt duzo... Nie kupic, tylko skombinowac,
>nie wezwac do wykonania uslugi, tylko "zalatwic czlowieka", przed
>pojsciem do urzedu, szukac znajomosci, ukladow... I to byl ten
>"skazony pyl", ktorym chcac nie chcac bylismy przysypywani.
>
>To jakby pestke porzucil na pustyni, lata mijaja, przysypuje ja
>piasek. Ile potrzeba pomyslnego wiatru, by te pestke odkryc na
>nowo, by zrzucila z siebie przygniatajacy ja ciezar? To trwa
>dlugo, zobaczylam to na sobie. Emigrowalam, nie tylko w ucieczce
>przed ekonomiczna bryndza, ale takze w poszukiwaniu demokracji,
>wolnosci, do ktorego rwalo sie moje "jadro". Mowic bez strachu,
>otwarcie, co myslisz, pisac bez ryzyka obrzynajacej cenzury,
>zachowywac sie i zyc, jak odpowiada tobie, a nie jakims glupkom z
>gory, ktorzy w razie czego wezwa cie na tak zwany dywanik, byc
>ocenianym w pracy za profesjonalizm, motywacje, a nie za uklady
>czy przynaleznosc do gloryfikowanej albo nie podobajacej sie
>akurat partii.
>
>Emigrujac, znalazlam sie w wolnym, demokratycznym kraju. Tak
>przynajmniej wtedy myslalam. I co sie okazuje? Trzeba bylo dlugich
>lat, bym uprzytomnila sobie naprawde, czym wlasciwie jest ta
>demokracja i wolnosc, przez pierwsze lata nawet jej nie
>dostrzegalam, nie umialabym, przyparta do muru, zdefiniowac na
>czym konkretnie tak naprawde ona polega. Trzeba bylo kolejnych
>lat, bym te wolnosc faktycznie docenila i znowu wiele czasu, bym z
>tej wolnosci nauczyla sie korzystac. Po prostu nia zyc. Moze
>jestem jakas wyjatkowo pod tym wzgledem toporna, w kazdym razie
>piasek podporzadkowania, bycia manipulowanym, duchowego
>zniewolenia tym narzuconym mi w kraju tak dlugim trzymaniem za
>pysk obsypywal sie ze mnie stopniowo i bardzo powoli. Nie bylo to,
>jak sobie wyobrazalam wyjezdzajac z Polski, gwaltowne i
>natychmiastowe zachlysniecie sie ta legendarna wsrod rodakow w
>kraju pelna "zachodnia" wolnoscia.
>
>Za to teraz, posmakowawszy te wolnosc, potrafie ja nie tylko
>docenic, ale i wykorzystac w potrzebie. Czym bije na glowe moich
>francuskich kolegow. Mysle, ze dla Francuzow wolnosc jest juz
>czyms tak naturalnym, czyms, co im sie nalezy, ze ja wrecz
>banalizuja, czyli w jakims sensie sami sobie ja odbieraja. Dam
>przyklad.
>
>Pisalam juz o tym, ze nasz osrodek dla ludzi uposledzonych i
>chorych psychicznie wskutek zlego zarzadzania czy tez wrecz
>machlojek finansowych charytatywnego towarzystwa dysponujacego
>dotad naszym budzetem znalazl sie w bardzo powaznych tarapatach.
>Jak zachowuja sie Francuzi, majac od bardzo dawna te wolnosc i
>demokracje w sytuacji, gdy ewidentna nieuczciwosc innych, krzywda
>ich podopiecznych, naruszanie ich wlasnych praw az sie prosza, by
>stanac zdecydowanie okoniem, by ewidentnej niesprawiedliwosci dac
>w morde?
>
>Francuziki walcza, ale co to za walka? Oni po prostu walczyc nie
>potrafia. Bablaja w kolko o swoich obawach, niezadowoleniu, nie
>znajdujac konkretnych rozwiazan. Pisza niezliczone tzw. otwarte
>listy, ktore pozostaja bez najmniejszego oddzwieku. Manifestujac,
>czy strajkujac, stoja na przyklad jak stado bezwolnych baranow w
>zimie i na deszczu przed sala, w ktorej konferuja jacys wyzej
>postawieni bufoni, ktorzy bez nich decyduja o ich pracy, ich losie
>i przyszlosci ludzi kalekich, za ktorych dotad tylko oni byli
>dpowiedzialni.
>
>Jest to proba walki, bo nie walka. Taka legalna, grzeczna,
>papierkowa. Nie ma w nich zadnej desperacji, tak
>charakterystycznej dla walczacych chociazby w sierpniu 81 roku
>Polakow, nie potrafia sie zdobyc na zaden bardziej zdeterminowany
>protest czy akt. Dla mnie wyglada to wszystko jak dziecinna
>zabawa: "wywoluje wojne". Sa to pozory walki. Walka nieporadna i
>nieskuteczna! A oni nie zdaja sobie nawet sprawy, ze przegrywaja,
>ze oddaja cwaniaczkom swoja wolnosc i prawa.
>
>Poczatkowo sie ze mnie troche podsmiewali, gdy probowalam ich
>podbuntowac do bardziej zdecydowanego, ostrzejszego oporu. Gdy
>jednak zadzialaly moje pomysly - nie sterczmy jak te glupki na
>deszczu, jest nas pokazna, zbita czereda, forsujmy drzwi i
>wchodzmy na sale, gdzie jakies pretensjonalne dupki podejmuja
>decyzje w naszym imieniu, gdy trzeba bylo Polki gadajacej po
>francusku z silnym akcentem, by zdobyla sie na odwage i na
>wypelnionej po brzegi sali, huknela, nie czekajac na mikrofon
>bezpardonowym, jasno postawionym pytaniem - kto kradl?! - teraz
>patrza na mnie chyba z niedowierzaniem, moze i z podziwem. Skad ty
>sie taka wzielas?! - pytaja. A ja mam chec im odpowiedziec -
>naprawde docenisz wolnosc i bedziesz zebami jej bronic, gdy ja
>przedtem utracisz, a szczesliwa koleja losu uda ci sie ja
>odzyskac. Jak w moim przypadku.:-)
>
>z serdecznym pozdrowieniem,
>
>
>Magda N
>
>PS. Przykro mi za ruszenie tematu, ktory juz wlasciwie
>przebrzmial. Chcialam jednak podzielic sie z Wami moimi
>refleksjami, a po krotkiej nieobecnosci narobilo mi sie zaleglosci
>pocztowych do diabla i troche. Zostaly mi jeszcze trzy subjecty,
>ktorych nie ruszylam, z gory ostrzegam, ze moge sie znow
>spoznialsko odezwac.:-)
Warto bylo poczekac i przeczekac rozne wodolestwa,z moim wlacznie, aby
doczekac sie tak doskonalego tekstu!!!!!
Winszuje!!!!!!!!

AJM

 Alexander J.Matejko
University of Alberta
 fax (403)4927196

Reply via email to