Na prosbe Andrueja Szymoszka forwarduje jego list: Moze jeszcze byc tak, ze wszyscy odetchna z ulga, gdy Kwasniewski wygra wybory, i to w pierwszej turze. Jak czytalem, Parlament kombinuje wlasnie nowa ordynacje prezydencka. I moze byc zastosowana sztuczka: dochodzi do drugiej tury, wchodzi Kwasniewski (powiedzmy 49%) i ktos z prawicy (12%). Ten drugi nie ma szans, przed druga tura wycofuje sie wiec z gry i...wg ordynacji wybory zostaja wstrzymane, tymczasowym prezydentem (nie wiadomo jak dlugo) zostaje marszalek Sejmu (obecnie Plazynski, AWS). Okres miedzy pierwsza a druga tura, jesli do niej dochodzi, jest zupelnie fatalny z estetycznego punktu widzenia. Lysiak nawet ksiazke poswiecil ("Najlepszy") pomyslowi, ze jak byl Walesa i Tyminski z KGB, to teraz KGB zamorduje Walese i bedzie musial byc Tyminski. Bardzo nerwowy okres. Zapowiada sie nieprzyjemna kampania. Kwasniewski ma tak duza przewage wsrod tzw. zwyklych ludzi, ze ze strony roznych prawic wszystkie chwyty beda dozwolone. Krzaklewski zaczal od porownania z husaria i Kircholmem, wyraznie nawiazujac do sytuacji, w ktorej przeciwnikow ma kilka razy wiecej niz zwolennikow, a i tak wygrywa. Tylko nie wiem, czy aby bitwa, wojna to dobre porownanie do wyborow demokratycznych. Jest zasluga miec malo zolnierzy i wygrac bitwe, ale posiadanie malej liczby wyborcow zasluga nie jest i wygrac sie nie da, chyba ze Krzaklewski rzeczywiscie na jakas wojne sie nastawia. Przyszlo mi do glowy jeszcze inne porownanie, do ktorego moglby uciec sie Krzaklewski zamiast do husarii: otoz do finalu pucharu Francji w pilce noznej awansowala druzyna z IV- ligowego Calais! Porownanie pasuje: jak oni mogli, to i on postara sie do tej drugiej tury (odpowiednik finalu w pilce). Jakos tak zawsze przed swietami Wielkiej Nocy uwage przyciaga kosciol sw. Brygidy w Gdansku. Tym razem przyciagnal nie ze wzgledu na osobe miejscowego pralata, a samego biskupa gdanskiego, ks. Tadeusza Goclowskiego. Przy okazji rocznicy Katynia prezydent Kwasniewski uznal za stosowne przeprosic w imieniu tych, ktorzy falszowali prawde, falszowali historie tamtej zbrodni. Goclowski, skadinad zupelnie nie mieszajac sie do polityki, ani-nic, wyrazil z ambony poglad, iz: "Narod musi sobie odpowiedziec, czy pragnie powierzyc posluge wladzy komus, kto obarczyl siebie falszem dotyczacym dramatu katynskiego". Troche to wredne. Mnie zawsze uczono, wychowujac w duchu chrzescijanskim, ze wyrazic skruche, chocby spozniona, przeprosic, zawsze lepiej, niz skruchy nie wyrazic, nie przeprosic. Gdyby Kwasniewski nie powiedzial nic, byloby O.K. Sam sie wrobil, ale czy biskup powinien tak rozumowac? Przeciez w chrzescijanstwie znana jest instytucja przeprosin w imieniu kogos, nawet jesli ten co przeprasza nie byl szczegolnym winowajca. Sam Chrystus, wszak bezgrzeszny, przeprosil Ojca w imieniu wszystkich ludzi za ich grzechy, idac na krzyz. Trudno porownywac Kwasniewskiego do Chrystusa, ale to chyba nie jest tak, ze wypowiadajac swoje przeprosiny, oswiadczyl: tak, ja bylem winien, to glownie ja w swojej gazecie "Bajtek" co i rusz klamalem na temat Katynia. Kims takim chcialby go wyraznie ukazac biskup Goclowski. A wypowiedzial te slowa w obecnosci dwoch kandydatow na prezydenta: generala Wileckiego i Lecha Walesy. Dorzucic jeszcze Krzaklewskiego i Olechowskiego, to juz bedzie kwartet tych, z ktorych kazdy w pewnym okresie podlegal Walesie, byl, moze poza Krzaklewskim, "jego czlowiekiem". Ale oni wszyscy nie sa zdolni do wylonienia jednego dobrego kandydata. Z szostej, siodmej ligi dochodza Lopuszanski, Korwin- Mikke...Ciekawe, kto jeszcze. A tu jeden Kwasniewski, 60-70% poparcia. Czytelne sygnaly z Watykanu, ze papiezowi ten czlowiek specjalnie nie wadzi. Taka jest sytuacja, wynik wyborow wlasciwie juz przesadzony, tylko pytanie, w jakim stylu jeden wygra, a reszta przegra. Andrzej