Problem poruszony przez Wojtka Jeglinskiego jest czestym przewiniem na
listach dyskusyjnych i w Internecie.

Poniewaz sam przedrukowuje pewne rzeczy w Zwojach, wypracowalem sobie
pewne zasady, ktore przekonsultowalem z kanadyjskim prawnikiem od
wlasnosci intelektualnej.

Otoz podstawowym dobrem, prawnie strzezonym, jest wlasnosc intelektualna.
Absolutnie nie wolno przedrukowywac in extenso cudzego tekstu pod swoim
czy innym nazwiskiem. To jest plagiat! Wolno przedrukowywac (wlaczajac w
to wirtualne przedrukowywanie w Internecie, fragmenty cudzego tekstu w
swoim tekscie, jako powiedzmy cytaty, ale z wyraznym zaznaczeniem
autorstwa. Mozliwie sporna sprawa jest dlugosc przedrukowywanych
fragmentow, bez uprzedniej zgody autora.

Dopuszczalne sa rozmaite formy kompilacji: recenzja, przeglad, zbior
wypowiedzi itd. Zawsze jednak musi byc nazwisko autora/ow. To jest
absolutnie podstawowa rzecz, ktora w zasadzie niweluje problem naruszenia
wlasnosci intelektualnej czy plagiatu.

Lista dyskusyjna, jakkolwiek zwqykle pisana niestarannie i szybko, ot
szybka odpowiedz w dyskusji, nie zwalnia od koniecznosci szanowania
wlasnosci intelektualnej. Dopuszczalne sa krotkie bezosobowe odniesienia
typu gdszies czytalem/czytalam, jezeli sa 1-2 zdaniowe, pisane bez
przypisywania sobie autorstwa.

W publikacjach nalezy w zasadzie uzyskac zgode autora. Staram sie robic to
konsekwentnie i wierzcie mi, za kulisami Zwojow jest cala korespondencja z
prosbami o zgode na przedruki. Te na ogol latwo uzyskac, bo internet
jest atrakcyjnym medium dla reklamy nazwiska autora, jezeli kontekst
w jakim cos ma sie ukazac nie jest uwlaczajacy.

Gorzej jest tam, gdzie autorzy sa nieosiagalni, ale nie tolerowalne byloby
podpisanie np. artykulu Grydzewskiego innym (swoim) nazwiskiem. Zasoby
wielkiej literatury wchodza w sklad wspolnego dobra kulturalnego i rzadza
sie bardziej liberalnymi zasadami przedrukow.

W sumie sprawy przedrukow na internecie nie sa jasno okreslone, ale
podstwowa zasada pozostaje poszanowanie cudzej wlasnosci intelektualnej i
niepopelnianie plagiatow.

Teraz o nieszczesnym, aczkolwiek bardzo interesujacym postingu Izabelli
Wroblewskiej. Przykro mi, szanuje Izabelle, ale zgadzam sie w
zupelnosci z Wojtkiem Jeglinskim. Izabella wykorzystala cudzy material pod
swoim nazwiskiem. Byc moze zdarzalo sie jej to wczesniej (w bardzo
skadinad ciekawych postingach), ale teraz Jeglinski zlapal konkretny
artykul pierwotny.

Jak Jeglinski napisal w pierwszym swoim postingu, nie byloby to cos
strasznego, katastrofalnego, gdyby... Wlasnie gdyby... Izabella,
obracajaca sie przeciez w swiecie czulym na plagiaty naukowe, zareagowala
byla na to pewna zaklopotana apologia, nawet proba obrocenia sprawy w
zart.

I wszystko byloby skonczylo sie tylko nauczka na przyszlosc. A tak,
tlumaczenie, ze przeciez Kalicki tez opieral sie na czyms, nie zalatwia
niczego. Kalicki podal zrodla, zrobil powiedzmy przeglad zagadnienia
(niepelny, zreszta nieuniknienie), wlozyl w to jakas swoja mysl,
konstrukcje, wnioski, etc. Jezeli Kalicki sciagal od kogos bez podania
zrodla, to jest to problem Kalickiego, z ktorego on powinien sie
wytlumaczyc, a nie jest to zadne usprawiedliwienie, przyzwolenie na
korzystanie z cudzej wlasnosci intelektualnej (nawet tego samego
Kalickiego) dla Izabelli Wroblewskiej.

To byl, wedlug mnie, pierwszy powazny blad Izabelli w "damage control".

Wczoraj rano (mojego czasu) nastapilo cos co nazwalbym druga proba "damage
control": katastrofalny posting Katarzyny Zajac, corki Izabelli.

Damage control jest sztuka niezwykle trudna, rzadko udaje sie najlepszym
wyjadaczom. Powierzenie damage control mlodej, przemadrzalej osobie bylo
drugim bledem Izabelli. Obrazanie innych sformulowaniami "trele morele
drogi panie", albo usprawiedliwiwianie ciezkiego zapozyczenia
intelektualnego gotowaniem kolacji i zasobami domowego dysku
komputerowego (juz Telimena miala wszystko w petersburskim biurku), jest
smieszne i moznaby wzruszyc ramionami na znana na listach internetowych
zapalczywa wszystko wiedze i pewnosc siebie mlodej autorki, gdyby sprawa
nie dotyczyla powaznej osoby, w tym przypadku jej matki.

Ja rozumiem, ze Katarzyna Zajac jest osoba pelnoletnia, ze formalnie
jej matka nie ma kontroli nad tym co corka pisze na Poland-L, ale, jezeli
moge, sugerowalbym, zeby Izabella wyjasnila sprawe sama.

To nie chodzi o wypadek przy pracy, to nie chodzi o zawile tlumaczenie, ze
jednak to nie byl plagiat, ze inni tez sciagaja, to chodzi po prostu
o postawienie sprawy techniki (przynajmniej) inkryminowanego postingu
jasno i odwaznie.

Przykro mi, ze napisalem taki posting jak ten, ale w moim przekonaniu
powinienem to zrobic i wlasnie zrobilem.

Andrzej Kobos

Reply via email to