Ja mam chyba inne poczucie humoru, bo mnie ten tekscik wcale nie rozbawil,
mimo ze czytalem jego ta czy inna wersje juz nascie razy.  Co do
funkcjonowania mozgu w sniegu, to wydaje mi sie, ze niewiele traci, jesli
tylko jest opatulony cieplutkim samochodzikiem albo domeczkiem.  Nic
prawie wiecej nie potrzeba.

Z drugiej strony uwielbiam te plugi sniezne, ktore zasypuja mi dojazd do
domu.  W moim przypadku to prawdziwe zdarzenie, a nie jakas tam
historyjka.  Gdy wrocilem do domu po Swietach 4 stycznia, przed domem
zastalem 1-1,5 metrowa zaspe.  Samo przekopanie sciezynki do drzwi zajelo
mi od jedenastej wieczor do pierwszej trzydziesci w nocy.  6 stycznia
przekopalem caly dojazd i stalem sie posiadaczem najwyzszej gory sniegu w
okolicy (miejscami siega pietra, czyli ma ponad 3 metry wysokosci), w
dodatku w 80% usypanej recznie (bylaby w 100% mechaniczna, gdyby tylko
plugom chcialo sie zostawiac snieg 5 metrow dalej od domu).  Dodam tylko,
ze walczylem po pojawieniu sie plugow jeszcze 7, 8 i 11 stycznia oraz, ze
jak na razie uzywam dopiero drugiej lopaty w tym roku.  I co?  I ciagle
jeszcze mi malo, wciaz czekam na wiecej.  Dzis grzbiet rozbolal mnie
na dobre, pewnie od tego "wioslowania".  Musi byc mam inne poczucie
humoru.

Musze powiedziec, ze uwielbiam zime.  Moj czas spedzany w samochodzie
wydluzyl sie tak, ze codziennie musze zmieniac w nim plyty (mam skrzynke
na 6 w bagazniku), bo spokojnie ich w czasie dojazdow przeslucham i
zaczynaja mi grac od nowa.  Z drugiej strony okazalo sie, ze wstawanie o 4
rano moze nie wystarczyc, wiec w nastepnym tygodniu przestawiam sie na
kilkadziesiat minut wczesniej.  Jednej tylko rzeczy nie znosze: i w domu i
w samochodzie trzymam 60 F (17 C) i ciagle mi goraco, a mniej juz nie moge
ustawic, bo to akurat najnizsze mozliwe wskazania na termostatach.  Co za
balwan to wymyslil!

Cieplutkie pozdrowienka z pln.-wsch. Illinois

Marcinek

Reply via email to