On 14 May 99 at 13:57, Grzegorz Swiderski wrote:

> Nie wiadomo na co konkretnie placi podatnik - placi za wszystko
> na co panstwo wydaje. Moja propozycja jest taka: przypuscmy, ze
> 60% budzetu panstwa jest wydawane na panstwowa sluzbe zdrowia,
> panstwowa oswiate i panstwowa kulture (pomoc spoleczna chwilowo
> omijam bo to nic nie znaczacy margines). Podatnik, ktory
> zrezygnuje z tych panstwowych uslug wylicza swoje podatki tak
> jak kazdy inny. Ale ostateczna sume, ktora ma wplacic mnozy
> przez 0.4. Czy teraz rozumie Pan moja propozycje? Czy ona jest
> niemoralna?

    Tak, wydaje mi sie, ze lepiej zrozumialem. Dziekuje.

    Zacznijmy moze od tematu: oswiata. Czy zgodzi sie Pan ze
  stwierdzeniem, ze kazde dziecko powinno chodzic do szkoly?

    Ja uwazam to za sprawe absolutnie oczywista. Niekoniecznie
  musi to byc szkola panstwowa, wlasnosc jest tu sprawa
  drugorzedna. To moze byc szkola prywatna, gminna, parafialna,
  jakakolwiek- byle wpisana do rejestru legalnie dzialajacych
  szkol. Aby miec pewnosc, ze nie chodzi np. o szkole mlodych
  kieszonkowcow, a byc moze niektorzy rodzice do takiej
  poslaliby swoje dzieci, widzac ich swietlana przyszlosc w tej
  wlasnie branzy.

    Jesli panstwo dzisiejsze pragnie uchodzic za cywilizowane,
  takie z pierwszej ligi swiatowej, to musi pozwolic sobie na
  system oswiaty dla _wszystkich_ dzieci, system finansowany
  z podatkow. Dlaczego z podatkow? Moze bowiem zdarzyc sie
  tak, ze jak kazemy niektorym ubogim, wielodzietnym
  rodzinom sfinansowac sie samym, to bedzie to nieludzkie, bo
  umra z glodu. Alternatywa wiec byloby nieposlanie tych dzieci
  do szkoly, badz poslanie niektorych. Tymczasem- patrz zalozenie-
  wszystkie dzieci musza chodzic do szkoly. Po prostu nie mozemy,
  my dorosli, odpowiedzialni wspolobywatele, zrobic jakiemus
  dziecku tylko dlatego ze np. ma ojca alkoholika, takiego
  numeru, ze nie wyslemy go do szkoly. Rozumie Pan? Stad
  koniecznosc ustanowienia pewnego systemu- minimum, jako
  bazy. A jak ktos dba o swoje dzieci, moze oczywiscie znalezc
  dla nich extra platna szkole elitarna czy jakas, nie mam
  nic przeciwko.

    Nie bardzo rozumiem, jak Pan sobie w tej sytuacji wyobraza
  "wykup z niewoli". Jesli nie ma Pan dzieci, tos Pan cwany.
  Zreszta: moze za latek pare Pan sie dorobi, i co wtedy?
  A jesli Pan ma i mowi: dobra, ja za nauke moich dzieci place
  sam- to istnieje ryzyko, ze sie Panu odwidzi, albo sie Pan
  stoczy, i nie bedzie za co tych dzieci uczyc. A tego-
  nawet nie Panu, ale im- my jako spoleczenstwo nie mozemy zrobic.

    W ogole zastanawiam sie, tak na marginesie, jakie w Panskim
  pojeciu liberalizmu jest miejsce dla dzieci. Liberal mowi:
  kazdy niech ma tyle, ile sobie wypracuje. No dobrze. Ale
  przeciez dzieci nie pracuja. Jak wiec Pan sobie wyobraza: tatus
  liberal przychodzi do domu z gotowka, ale daje jesc tylko sobie
  i ewentualnie mamusi, a dzieciakom jakies ochlapy, bo sobie
  nie zapracowaly? Czy dopuszcza Pan ingerencje Panstwa w rodzine,
  polegajaca na postawieniu takiego tatusia przed prokuratorem?
  A dopuszcza Pan zgode na to, zeby tatus zamiast do szkoly,
  poslal bachory do roboty? Niech Pan odpowie, to Pana poglady
  lepiej poznamy.

    Idzmy dalej: oczywiscie Pan moze byc "ponad" tym panstwowym
  systemem oswiaty, stac Pana, posyla Pan dzieci do najdrozszej
  szkoly i jest to stwierdzone. W tej sytuacji, uwazam,
  rzeczywiscie wariantem Panskiego "wykupu z niewoli" moze
  byc ulga podatkowa. Odejmie sobie Pan od dochodu czesc
  wydatkow na ksztalcenie dzieci, i troche sobie Pan ulzy.
  Nie mowie nie.

    No dobrze, westchnie Pan- mamy system powszechnej oswiaty,
  wymarzony przez roznych Szymoszkow, i sie zrobila straszna
  degrengolada, biurokracja, rozdete koszty. Co robic? Ano,
  w demokracji ma Pan taka mozliwosc, ze glosuje sie na jakas
  madra partie, ktora deklaruje "zrobienie porzadku" w tym
  jak mawia Walesa "temacie". Tedy droga. A nie kombinowac
  jakies wychodzenie z gry, "ja z tym nie chce miec
  nic wspolnego", "nie chce placic, nie chce korzystac"
  itp.

    Na marginesie: wypada sie zastanowic, na ile taki powszechny
  system oswiaty jest dobrem wspolnym, i czy przypadkiem gloszenie
  koncepcji w stylu: "nie wszystkie dzieci musza chodzic do
  szkoly", czy zwlaszcza umieszczanie tego w programie
  politycznym, nie byloby pogwalceniem zasad konstytucyjnych
  na tyle, ze mozna by sie zastanowic nad delegalizacja takiej
  partii jak UPR.

> Z powazaniem,
> Grzegorz Swiderski,
> [EMAIL PROTECTED]
> http://www.ciemnogrod.net/Czworaki/grzes/

    Ciag dalszy nastapi- o sluzbie zdrowia.

    Andrzej Szymoszek

Reply via email to