Aby wykazac ze klamstwo zawsze (nawet w celu ratowania cudzego zycia) jest
niemoralne w swietle "nauki Kosciola Katolickiego" p. Strzemecki podpiera
sie autorytetem sw Tomasza z Akwinu. Ja ze sw.Tomaszem nie bede dyskutowac,
bo do tego potrzeba by bylo czegos wiecej niz krotki, wyrwany z kontekstu
cytat, a do studiowania calego dziela nie mam ani przygotowania ani ochoty.

Ale przypomnijmy, ze wszystko zaczelo sie od przykladu z czasow okupacji
gdy ktos ukrywajacy bliznich przed przesladowaniem i smiercia, klamliwie
odpowiada na zadane w ich sprawie pytanie. O ile dobrze rozumiem p.
Strzemeckiego zalecal on, rzekomo za sw. Tomaszem, by na pytanie "czy sa tu
jacys Zydzi" odpowiedziec ze tak, lub zachowac wymowne milczenie.

Ale przeciez nie chodzi wylacznie o to ostateczne pytanie. Ktos, kto w
swoim domu kogokolwiek ukrywal w czasie okupacji, od samego poczatku
przeciez musial klamac, np. opowiadac sasiadom ze to dalecy kuzyni.

Wezmy wiec dwie osoby. Pan A postepuje jak wyzej: przyjmuje do swego domu
ukrywajacych sie przed przesladowaniem, a potem klamie w celu uratowania
ich przed brutalna, niezasluzona smiercia. Wg p. Strzemeckiego popelnia
przy tym grzech.

Pan B (zalozmy ze poza tym dokladnie w tej samej sytuacji) nie robi nic, a
osobom proszacym o pomoc pokazuje drzwi. Nie klamie i zadnego innego
grzechu tez oczywiscie nie popelnia, bo w warunkach okupacyjnych od nikogo
nie mozna bylo wymagac narazania dla bliznich wlasnego zycia.

Jesliby panowie A i B zostali pojmani w ulicznej lapance, postawieni pod
sciana i rozstrzelani, to wg. p. Strzemeckiego B, ktory przeciez nic zlego
nie zrobil pojdzie natychmiast do nieba, zas klamce BAczeka wieczne
potepienie (lub chocby meki czyscowe). I to wg p. T.S. ma byc zgodne z
"Nauka Kosciola"

Ja z Kosciolem co tak naucza napewno nie chcialbym miec nic wspolnego.
Przeciez to jest sprzeczne z naszym naturalnym poczuciem sprawiedliwosci!
Na szczescie moj Kosciol naucza, ze Pan Bog jest Sprawiedliwym (a nawet
milosiernym) Sedzia. I ze to On wszczepil nam nasze sumienie - nasze
wrodzone poczucie sprawiedliwosci oraz dobra i zla. Jesli kloci sie ono z
jakims wyrwanym z kontekstu fragmentem dziela autorstwa nawet ktoregos z
"Ojcow Kosciola", nie musi to znaczyc ze to wlasnie my jestesmy w bledzie.

Moralnosci nie da sie skodyfikowac w tysiace drobiazgowych przepisow. Nawet
ludzkie prawo karne, ktore takimi kodeksami sie posluguje, ostateczne
decyzje pozostawia zawsze nie przepisom lecz ludziom - sedziom lub
lawnikom. Bo to oni tylko potrafia rozwazyc w swym sumieniu to, czego w
przepisy kodeksu ujac sie nie da.

Moralnosc katolicka, tak jak ja ja rozumiem, to nie kodeks sztywnych
przepisow,  lecz kierowanie sie w zyciu zasada milosci Boga i blizniego.
Przykazania sa jedynie drogowskazem jak to czynic. Komentarze i wskazowki
teologow rowniez. Ale to na nas samych spoczywa ostateczna odpowiedzialnosc
za wybor wlasciwej drogi.

I nie obawiajmy sie, ze przed osadzeniem naszego postepowania, Pan Bog
zacznie kartkowac sw Tomasza z Akwinu, czy jakis innych, najswietszych
nawet teologow. On napewno wie lepiej i ich rad nie bedzie raczej
potrzebowal.

Michal Niewiadomski

PS p. Strzemecki napisal rowniez niedawno ze "Mowienie prawdy nigdy nie
jest niemoralne, przynajmniej w nauce Kosciola". Pozostajac przy powyzszym
przykladzie, wynikaloby z tego ze pan C, ktory jakos dowiedzial sie o
osobach przechowywanych przez A i (chcac albo A albo ukrywanym przez niego
ludziom zaszkodzic) doniosl o wszystkim okupantom, nie zrobil nic zlego.
Mowil przeciez prawde. On tez razem z B ale bez A pojdzie po smierci do
nieba. Czy dobrze zrozumialem? i ktory to Kosciol naucza ze C postepuje
moralnie?

Odpowiedź listem elektroniczym