> Sadze, ze to o czym pisal pan Borowiak jak najbardziej dotyczy
przecietnego
> zjadacza chleba -- od tego jak 'nieprzecietni zjadacze' rzadza, zaleza
> szanse przecietnego zjadacza na zdobycie dobrego wyksztalcenia,
> zrealizowania swej przedsiebiorczosci etc. Oczywiscie zakladajac ze
> 'przedsiebiorczosc' to cos innego niz kolejny genialny pomysl na wejscie
w
> posiadanie majatku lub wladzy na zasadzie 'cos za nic'.

Osobiscie nie przecenialbym roli politykow w zyciu przecietnego zjadacza
chleba, ( wlasciwie to coz to takiego jest, pracownik najemny, robotnik,
ktos kogo pensja nie przekracza pewnej granicy dochodow?).
Ich role widzialbym w ksztaltowaniu pewnych ram ustrojowych i prawnych, w
Polsce dochodza do tego jeszcze przeksztalcenia ustrojowe, prywatyzacja
itp. i oczywiscie rola rzadzacych wzrasta w stosunku do krajow gdzie
sytuacja gospodarcza jest bardziej stabilna.

Ale jest jeszcze druga strona medalu, czy na prawde mozna winic politykow
za to ze obywatel X jest tylko robotnikiem lub gornikiem ktorego
kwalifikacje nie wytrzymuja konkurencji na rynku pracy, czy proces ciagle
postepujacej nierentownosci kopaln to wina obecnych rzadow, czy wzrastajace
bezrobocie wsrod robotnikow niewykfalifikowanych to tez wina rzadzacych,
obecnie mamy doczynienia z powolnym zanikiem tej klasy na ktorej werbalnie
PRL zbudowano, czytalem niedawno ciekawy artykul na ten temat we Wprost,
zacytuje moze fragmenty bo nie wiem czy jest jeszcze w sieci do
osiagniecia:

"[...]
Zróżnicowana w warunkach gospodarki rynkowej grupa robotników nie ma już
wspólnych interesów. "Arystokracja" (około pół miliona osób) znalazła
zatrudnienie i dobre zarobki w dużych firmach z kapitałem zagranicznym.
Około 600 tys. z nich zostało współwłaścicielami w spółkach pracowniczych -
jest ich w Polsce 1200. Po przemianach sprzed dziesięciu lat 2,5 mln
robotników trafiło na mniej lub bardziej trwałe bezrobocie, a drugie tyle
zasiliło szeregi niższej klasy średniej. Ci, którzy nie mieli nic do
stracenia (ponad 700 tys. osób), zostali przedsiębiorcami, rozpoczynając
karierę od handlu na łóżkach polowych.
W efekcie odsetek robotników pracujących w wielkomiejskich fabrykach spadł
w ostatnich pięciu latach z 40 proc. do 27 proc. Ci, którzy pozostali,
zachowali swój status tylko dzięki utrzymywaniu państwowych dotacji[...]
Formalnie robotnicy to wciąż grupa 4-5 mln osób. W większości nie chcą oni
być już jednak nazywani robotnikami - są specjalistami, operatorami,
asystentami. Odpowiednikiem marksowskiego lumpenproletariatu - pozbawionego
i praw i pieniędzy - są "pracownicy na posyłki" zatrudnieni w handlu,
bankowości czy gastronomii. Jeśli nie zdobędą dodatkowych kwalifikacji, za
kilka lat może grozić im definitywne pożegnanie z rynkiem pracy. "

Tak wiec czy przegrana zwyklego zjadacza chleba na skutek jego zanizonych
kwalifikacji to tez wina politykow ?
czy politycy powinni zmusic taka osobe do zdobywania kwalifikacji, a potem
prowadzac go za raczke znalezc mu prace, kwestia sporna i chyba
niewykonalna.


> Doszlam do zaskakujacego wniosku, ze w tym co pisze pan Borowiak jest
sporo
> sensu, tyle ze okresowo zdarzaja mu sie napady agresji wirtualnej, co
> zniecheca wiekszosc 'przecietnych zjadaczy' do dyskusji, a stopniowo i do
> jego racji.
>
> Mirka
> ==

jesli to aluzja do mojego postu to zapewniam ze prezentuje poglady
niezaleznie od mojego oponenta.


Pozdrawiam
Marek Kowalewski

Odpowiedź listem elektroniczym